[ Pobierz całość w formacie PDF ]

znalazł się po uszy w gównie. Co za cipa. Zdradliwa, niewdzięczna cipa!
- Czy może pan udzielić jakiegoś komentarza, panie Hunter?
- Tak, mogę. To kłamstwo. Ta kobieta jest szalona. Nie rozmawiałem z nią od
lat. Ona to wszystko zmyśla.
- W takim razie czy może pan wyjaśnić, dlaczego widziano pana na planie
Wilshire jakiś miesiąc temu, kiedy pan z nią rozmawiał? - zagadnął jeden z
reporterów. - Albo dlaczego załatwił jej pan główną rolę w Aniele na Ziemi?
Oczy wszystkich skierowały się na Adriana. Uświadomił sobie, że jest w
pułapce. Ta dwulicowa suka założyła mu ciasną pętlę na szyję. A przecież tyle dla
niej zrobił.
- Wynoście się z mojego biura - krzyknął. - Wynoście się, bo wezwę ochronę i
każę wszystkich aresztować za naruszenie prywatności. - %7łeby zademonstrować,
iż jest gotowy spełnić grozbę, podszedł do telefonu.
Reporterzy zignorowali go. Kiedy podniósł słuchawkę, otoczyli go tłumnie i
przygważdżali pytaniami, na które nie mógł odpowiedzieć. Usiłował nie wpaść w
panikę. Zdarzało mu się przecież bywać w gorszych sytuacjach i zawsze wychodził
cało z opresji. Teraz też mu się uda. Musi tylko pamiętać o tym, żeby zachować
spokój.
Ale gdy wykręcał numer, wiedział, że najbardziej kwieciste tyrady nie pomogą
mu się wywinąć z tarapatów. Nie tym razem.
Zanurzona po szyję w pachnących bąbelkach Shana wyciągnęła nogę z
wielkiej czarnej wanny. Siedzący po drugiej stronie Milton Parker, reporter
tygodnika  Weekly Tattler , który przyszedł tu po odbiór nagrody, ujął tę stopę w
dłoń i z uczuciem namydlił nienagannie ukształtowaną łydkę Shany.
Shana obserwowała go spod półprzymkniętych powiek. Może starsi faceci o
wydatnych brzuszkach, używający brylantyny do włosów nie byli w jej typie, ale i
278
RS
tak poszła z nim do łóżka. Shana Hunter nigdy nie wymigiwała się od danych
obietnic. I wiedziała, że zawsze będzie ich dotrzymywać. Dobre zródła i oddani
kochankowie zawsze są w cenie.
Jednak rekompensata okazała się całkowitą stratę energii. W parę dni po tym,
jak wyszła na jaw ponura przeszłość Mike'a, Stephanie ruszyła samotnie do walki
i odkryła historię, która zrobiła z tych dwojga pieprzonych bohaterów. Shana nie
byłaby zdziwiona, gdyby po powrocie Stephanie Hollywood zgotowało im huczną
paradę.
Milton nadal bawił się jej nogą. Zadzwonił stojący obok wanny telefon. Shana
wyciągnęła namydloną rękę z wody i podniosła słuchawkę.
- Halo.
Szorstki głos ojca od razu obudził jej czujność.
- Sprawy się komplikują - oświadczył bez wstępu. - Rozniosło się, że to przeze
mnie Ross znowu zaczął pić.
Shana wyszarpnęła nogę z uścisku Milte'a.
- Jak to się stało?
- Carlie postanowiła, że oczyści sobie duszę. Tak czy owak, stało się, jestem w
wielkich tarapatach. I ty też możesz mieć kłopoty, jeżeli reporterzy zwąchają, że...
- O Boże, nie powiedziałeś, że byłam w to zamieszana, prawda?
- Oczywiście, że nie. Ale ta twoja wredna przyjaciółka, Renata Fox, była przed
chwilą na wizji i robiła jakieś sugestie, a potem dzieliła się nimi ze słuchaczami w
formie tych swoich głupawych zagadek.
- Co?
- Masz talent do wybierania sobie przyjaciół. Za każdym razem cię niszczą, i
mężczyzni, i kobiety.
Nie miała ochoty wysłuchiwać kazań, więc odłożyła słuchawkę. Milton uniósł
brwi.
- Jakieś kłopoty?
- Nie. Raczej... coś przykrego. Ból zęba, który nie chce ustąpić.
Wstała, wyszła z wanny i ściągnęła ręcznik z wieszaka. Utkwiwszy oczy w jej
krągłym siedzeniu, Milton oblizał wargi.
- Czy mogę coś zrobić?
Wstał i złapał ją, zanim zdążyła owinąć się ręcznikiem.
Odtrąciła go. Chociaż Milton był niezle wyposażony przez naturę, kochanie się
z nim przypominało kąpiel w letniej wodzie. Tego dnia zrobiła już dobry uczynek.
Nie zamierzała powtarzać przedstawienia.
- Nie sądzę, Milt - odparła dyplomatycznie. - Ale dzięki, że zapytałeś. -
Podeszła do szafki i wyciągnęła z niej walizkę.
- Wybierasz się w podróż?
279
RS
- Na krótko. - Uszczypnęła go w policzek. - Ojciec chce, żebym wzięła udział w
spotkaniu w Nowym Jorku.
Ale nie wybierała się do Nowego Jorku. Postanowiła wrócić do Europy. Może
do Malagi. Albo St. Moritz, gdzie właśnie miały się zacząć zimowe igrzyska
Badrutt, hałaśliwa wersja olimpiady zimowej.
Tym razem miała się pożegnać z szacownym trybem życia na dobre.
Spróbowała i nie wyszło. Nawet prawdziwa miłość przyniosła odwrotny od
zamierzonego skutek.
Na szczęście zawsze spadała na cztery łapy.
Czterdzieści pięć minut pózniej, dokładnie w chwili, gdy do jej wieżowca
wpadała pierwsza grupa żądnych sensacji reporterów, wsiadała do taksówki.
41
Samolot podchodził do lądowania nad spowitym smogiem Los Angeles.
Stephanie oparła się mocniej o fotel. Czuła się zle. Minęło kilka godzin od
konferencji w Miami i chociaż relacjonowały ją agencje prasowe, a telewizja
transmitowała wydarzenie w całym kraju, Stephanie nie miała żadnych
wiadomości od Mike'a.
Parę razy dzwoniła do Anny, żeby się upewnić, że wszystko jest w porządku.
Lucy została przesłuchana i wypuszczona - tym razem na dobre. Jednak Mike ani
razu nie zadzwonił i nie powiedział nic o konferencji prasowej.
Czyżby jego gniew był tak mocny, że nie był w stanie uświadomić sobie, jak
bardzo go kochała? Czy zadała sobie tyle trudu zupełnie na darmo?
Nie, to, co zrobiła, nie poszło na marne. Nazwisko Mike'a zostało oczyszczone.
Teraz mógł chodzić z podniesioną głową. Tego na pewno nigdy nie będzie
żałowała.
Wyszła z holu jako pierwsza. Włożyła ciemne okulary i pomknęła przez
terminal w kierunku wyjścia. Modliła się, żeby nie wpaść na reporterów.
Powiedziała już wszystko, co miała zamiar powiedzieć.
- Stephanie!
Z jej gardła wydobył się cichy, zduszony dzwięk. Mike przepychał się przez
tłum ludzi, ciągle kogoś przepraszając. Zatrzymał się, żeby podnieść lalkę, którą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum