[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zmywarki. - Przyjdę pózniej.
- Dobrze. - Skinęła głową. Zapisał coś w notesie przy
telefonie.
- Zostawiam ci kilka numerów telefonu. Do recepcji,
mojego biura i na komórkę. Dzwoń, jeśli będziesz czegoś
potrzebowała.
- ZadzwoniÄ™.
Wyszedł z workiem marynarskim przewieszonym przez
ramię i kulami w ręku.
Czuła jego skrępowanie. Kule przypominały o nodze,
którą stracił. Pomyślała, że pewnie potrzebuje ich, gdy
zdejmuje protezę. W innym razie nie brałby ich, by nie
zwracać uwagi na swoje kalectwo.
Julianna siedziała w bezruchu przez kilka minut i
zastanawiała się, kim tak naprawdę jest Bobby Elk.
Bardzo chciała przekopać jego szuflady, rozgryzć
tajemnicę. Czy trzymał gdzieś fotografie swojej żony?
Czując się jak złodziej, poddała się własnej ciekawości i
przeszukała szafki. Nie znalazła nic, prócz starannie
poukładanych ubrań. Na komodzie leżała powieść Louisa
L'Amoura, nieco stopiona świeca i muszla z nadpalonym
pęczkiem ziół, związanych czerwoną nitką. W szafie nie było
niczego, prócz kilku par wranglerów i westernowych koszul.
W łazience były dowody na jego kalectwo. Obok toalety
znajdowały się metalowe poręcze. Wanna też miała poręcze,
ruchomy prysznic i stało w niej plastikowe krzesło.
Czując się klaustrofobicznie, Julianna wyszła na świeże,
letnie powietrze.
Będzie miała dziecko z mężczyzną, którego ledwo znała,
chowającym się przed światem w ustronnej chacie.
Spojrzała na mieniące się w słońcu kwiaty. Uklękła i w
ciągu kilku minut miała już pachnący bukiet.
Zabrała kwiaty do domu, pragnąc tchnąć trochę koloru w
ciemny, hermetyczny świat Bobby'ego Elka.
ROZDZIAA SZÓSTY
Bobby nie mógł znalezć Michaela. Musiał z kimś
porozmawiać, zwierzyć się, ale bratanek gdzieś zniknął.
Spędził więc samotnie kilka godzin, przechadzając się po
biurze, wiedząc, że nie ma innego wyboru, jak wrócić do
Julianny.
I co miał jej powiedzieć? %7łe się boi? %7łe wizja bycia ojcem
paraliżuje go?
Nie. Bo przecież to nie była prawda.
Bobby chciał mieć dzieci ze swoją żoną. Zawsze myślał,
że będzie ojcem. Jednak te marzenia umarły wraz z Sharon.
Tak wiele marzeń umarło tamtego dnia. Ale on nie mógł
przestać żyć. To nie byłoby zgodne z tradycją Czirokezów.
Nauczono go, że trzeba za wszystko dziękować, czcić
życie. Nie było to proste, nie po tym, co zrobił Sharon. Mimo
to starał się wstawać każdego ranka i odmawiać czirokeską
modlitwÄ™.
Patrzył przez okno i rozmyślał o swej młodości, o
duchowych lekcjach, które wciąż kierowały jego życiem.
Niektórzy Czirokezi uważali, że dziecko do chwili
narodzin nie ma duszy. Ale Bobby'ego uczono czego innego.
Wierzył, że dusza dziecka jest w łonie matki od chwili
poczęcia. Oznaczało to, że jego syn lub córka jest już
stworzeniem posiadajÄ…cym duszÄ™.
Mimo to wciąż walczył z tym faktem, zaprzeczał jego
istnieniu.
Dlaczego? Czego się obawiał?
Pomyślał, że kobiety. Matki jego dziecka.
- Czego Julianna ode mnie oczekuje? - zapytał sam siebie
głośno, szukając odpowiedzi. Czy chce, by się z nią ożenił?
To dlatego przyjechała do Teksasu?
Do diabła. Nie miał pojęcia, czego chciała i wiedział, że
nie dowie się, póki nie zapyta.
Piętnaście minut pózniej Bobby był już koło domu.
Wszedł na werandę i przystanął. Nie mógł tak po prostu
wtargnąć do środka.
Zapukał do drzwi.
Otworzyła mu Julianna z niepewnym uśmiechem na
twarzy. Miała na sobie zwiewną sukienkę i sandały. Jej świeżo
uczesane włosy błyszczały.
- Dziękuję za zakupy, Bobby. Dostarczyli je kilka godzin
temu.
Wszedł do domu.
- Zjadłaś coś? Kiwnęła twierdząco głową.
- Ale już myślę o obiedzie. Przyłączysz się?
- Jasne. - Nie był zbyt głodny, ale rozmowa przy jedzeniu
mogła być łatwiejsza.
- Co byś powiedział na makaron, sałatkę i chleb
czosnkowy?
- Brzmi zachęcająco.
Poszli do kuchni. Gdy zobaczył stół, zatrzymał się.
Julianna nazrywała polnych kwiatów i wstawiła je do
szklanki.
- Szukałam wazonu, ale nie znalazłam - wyjaśniła.
- Chyba nie mam żadnego.
- Drugi bukiet postawiłam w sypialni.
Podszedł do lodówki i wyjął produkty na sałatkę, a ona
otworzyła puszki z pomidorami i posiekała zioła, dostarczone
przez pomocnika kucharza.
Odwrócił się, muskając lekko jej ramię. Czuł ten dotyk
każdą częścią swojego ciała.
- Rigatoni?
- SÅ‚ucham?
- Chcesz rigatoni? Czy może wolisz coś lżejszego, na
przykład anielski włos?
Pomyślał, że sama wygląda jak anioł. Irlandzki anioł z
płomiennymi włosami. Anielski włos. Diabelski włos. Nie był
pewny.
- Niech będą rigatoni. Wspólnie przygotowywali posiłek.
Julianna zupełnie nieświadomie nuciła pod nosem jakąś
melodiÄ™.
Spojrzał na jej brzuch, zastanawiając się, czy mały
Czirokez jest już wielkości orzeszka ziemnego. Albo orzecha
włoskiego. A może fasoli.
Od czasu, gdy Julianna zaszła w ciążę, minęło prawie pięć
tygodni, ale Bobby nie miał pojęcia, co dzieje się w jej łonie.
Jego dziecko miało już duszę, ale czy miało palce u raczek
i nóżek? Czy małe organy zaczęły się już wykształcać? Serce?
Nerki? A może jeszcze na to za wcześnie?
Julianna pewnie wiedziała, bo lekarz jej powiedział.
Bobby z zapałem przygotowywał sałatkę, by nie myśleć.
Otworzył torbę z zieleniną i wrzucił do miski sałatę.
Płucząc garść miniaturowych pomidorów, spojrzał
ukradkiem na Juliannę. Wyglądała lepiej niż w chwili, gdy
zjawiła się na ranczu.
Przez chwilę stał w milczeniu i przyglądał się jej.
Znów zaczęła coś nucić.
Zapamiętał z rozmów, że dzieci słyszą w łonie matki
otaczające je dzwięki i reagują na głosy rodziców, a pózniej je
rozpoznajÄ….
Wtedy wydawało mu się to dziwne, ale teraz zastanawiał
się, czy to prawda. Tak wielu rzeczy jeszcze nie wiedział, tyle
się musiał nauczyć.
Może powinien pózniej wpaść do biblioteki i wypożyczyć
książkę o rozwoju prenatalnym.
Musiał dowiedzieć się czegoś o swoim dziecku, zacząć
być ojcem. Przynajmniej w ten najprostszy sposób.
- Masz durszlak? - zapytała Julianna, przerywając jego
myśli. Sięgnął do szafki. Odlała makaron i dokończyła
szykowanie jedzenia.
Chleb czosnkowy był gotowy w tym samym czasie co
rigatoni i, po chwili, Julianna i Bobby usiedli naprzeciw siebie
przy stole.
Spojrzał na bukiet, na zastępczy wazon i stworzone przez
nią piękno.
Nim zapadł się zbyt głęboko we własne rozmyślania,
zaczął rozmowę, zadając męczące go pytania.
- Co zamierzasz zrobić, Julianno? Jakie masz plany?
- Odnośnie do dziecka? Przytaknął i zjadł trochę sałaty.
- Będę musiała znalezć większe mieszkanie, więc zaraz
po powrocie zabieram się do poszukiwań. A gdy tylko
rozpocznÄ™ nowÄ… pracÄ™, porozmawiam z pracodawcÄ….
Chciałabym pracować tak długo, jak to będzie możliwe, a
pózniej wezmę krótki urlop macierzyński.
- Nie uwzględniasz mnie w tych planach.
- Nie mogę planować z uwzględnieniem ciebie, Bobby.
- Wiem. Jednak przyjechałaś do Teksasu. Pewnie czegoś
ode mnie chcesz.
Spojrzała na talerz i odezwała się ciepłym, matczynym
głosem:
- Miałam nadzieję, że będziesz chciał mieć z nami
kontakt.
%7łe przyjedziesz do Pensylwanii, kiedy dziecko przyjdzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum