[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ale Kablarz miał szybszy refleks od rodziców. Zaniepokojony wyglądem Pel-
mana, jego dziwną maską i rynsztunkiem, przeczuł zagrożenie i natarł z drągiem
na chemika.
Z kolei więc Pelman znalazł się w śmiertelnym niebezpieczeństwie, lecz oka-
zało się, że duet K. stanął na wysokości zadania i lekcje samoobrony, które ćwi-
czyliśmy w LOK-u, do czegoś się przydały. Obaj rzucili się jednocześnie do nóg
opryszka, Kleksik do lewej, a Kękuś do prawej i szarpnęli w tej samej sekundzie
z całej siły.
Napastnik zachwiał się i runął jak długi na podłogę. Drąg wypadł mu z łap. Po
chwili wprawdzie zerwał się rozjuszony i natarł powtórnie na Pelmana, ale Pel-
man zrobił dość sprawny unik i Kablarzowi udało się tylko zedrzeć mu maskę z
twarzy. Chciał zaatakować po raz trzeci, ale drogę zagrodził mu już potężny stru-
mień rozpylonej cieczy z aparatu. W powietrzu rozszedł się przyjemny zapach
podobny do wody kwiatowej Old Spice. Opryszek zawahał się na moment, za-
skoczony, i to go ostatecznie zgubiło. Wrósł jakby w ziemię. Opuściły go nagle
wszystkie siły. Przez kilka sekund Pelman opylał go jeszcze energicznie, aż nogi
opryszka ugięły się pod nim zupełnie i osunął się miękko na kolana. Patrzyliśmy
jak zahipnotyzowani. Coś niezwykłego zaczęło się dziać z Kablarzem. Na jego
koziej twarzy pojawił się wyraz nieopisanej błogości. Z przymkniętymi oczami,
253
wydając spazmatyczne pomruki rozkoszy nadstawiał się na prysznic z rozpylacza,
wdychał z wyraznym upojeniem opary preparatu, aż odurzony całkowicie legł na
podłogę i zastygł z uśmiechem przylepionym do twarzy, jak manekin.
Widząc to, osłupiały początkowo Pigmej rozpaczliwie zaatakował nas swoim
pędzlem jak człowiek, który nie ma wyboru. Strach dodał mu siły. Oślepieni farbą
nie mogliśmy stawić mu czoła, i byłby się wymknął bezpiecznie, gdyby Pelman
nie zaczął go szprycować w porę. Tym razem działanie preparatu było jeszcze
szybsze. Po chwili także Pigmej osunął się w stanie obezwładniającej euforii na
podłogę. Zmęczony Pelman odłożył rozpylacz.
 Co pan im zrobił?!  krzyknął generał.
Pelman chrząknął zakłopotany.
 Bardzo mi przykro. . . Nie miałem innej broni, więc chwyciłem za ten roz-
pylacz.
 To wygląda na gaśnicę. . .
 Owszem. To była kiedyś gaśnica, lecz przystosowałem ją do rozpylania
mojego preparatu.
 Jakiego preparatu?  wtrącił się zaniepokojony Oberon.  Zabroniłem
już panu raz na zawsze preparować jakiekolwiek preparaty w mojej szkole. . .
 Dręczyły mnie insekty. . . na tym okropnym poddaszu. Pluskwy i mrówki
faraona. . . %7ładne ze środków, które poprzednio stosowałem, nie pomogły, więc
wynalazłem ten nowy preparat. . .
 Pan jest podejrzany  powiedział sierżant Zaręba.  Pan prowadzi niele-
galną produkcję niebezpiecznych chemikaliów, pan ma nielegalny warsztat!
 Zaręczam panu, że jest to zwykła pracownia szkolna.
 Pan tu właściwie rozpylał bez uprawnień  wtrącił sędzia.
 Ależ panowie, ja chciałem pomóc. . .
 Owszem, lecz naruszył pan przepisy bezpieczeństwa. . .
 Przepraszam  powiedział nieswoim głosem Pelman.  Muszę natych-
miast wyjść.
Spojrzeliśmy na niego z troską. Był blady. Zapewne w czasie rozpylania sam
uległ pewnemu skażeniu preparatem, bo napastnik pozbawił go ochronnej maski.
 Radziłbym na wszelki wypadek otworzyć okna  dyszał ciężko, jak czło-
wiek chory.  Przekonałem się, że to nie jest zupełnie bezpieczny preparat i może
wywołać pewne. . . dolegliwości.
Ale nikt się nie kwapił.
 Lepiej nie otwierać, ktoś mógłby wymknąć się, a sprawa nie jest rozwikłana
do końca. . .  rozległy się głosy.
 Nikt nie może opuścić szkoły do czasu zbadania sprawy!
 Wszyscy powinni zostać na miejscu!
 Intruzi mogli mieć wspólników. . .
 Jak się otworzy, mogą być przeciągi.
254
 I różne typy mogą nam zaglądać do okien.
 A potem będą obmowy i plotki.
Pelman patrzył zaskoczony.
 Ależ drodzy państwo, co się z wami dzieje?! Otwórz okno!  pchnął mnie
nerwowo.
Podbiegłem, ale pani Melasińska powstrzymała mnie z uśmiechem, lecz sta-
nowczo.
 Nie ma potrzeby, drogi chłopcze!
 Atmosfera zrobiła się całkiem przyjemna.
 Tak, bardzo przyjemna i zdrowa  poparli ją pozostali rodzice.
Pelman zamachał rękami, otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale nic
nie powiedział i wybiegł z sali.
 Niech pan biegnie za nim, sierżancie  rzekł przytomnie Oberon.  To
człowiek nieobliczalny. Niech pan uważa na niego  i żeby nie ruszał prepara-
tów. . . żadnych preparatów, sierżancie.
Milicjant wybiegł.
A podnieceni rodzice coraz głośniej komentowali zaistniałe wypadki.
 Przepraszam państwa  przez tłum przedzierał się człowiek o twarzy uro-
czystej i smutnej.  Państwo pozwolą, że wykonam, czynności urzędowe. Jestem
prokuratorem.
Był to ojciec Ornatowskiej. Znaliśmy go od lat z widzenia.
 Czy mogę?  skłonił lekko głowę przed Oberonem.
 Może pan.
 W takim razie przystąpię do przesłuchań. Czy mogę prosić o krzesło?
Podsunęliśmy mu spiesznie żądany sprzęt.
Prokurator Ornatowski usiadł i usztywnił się jeszcze bardziej.
 Panowie złożą zeznania  oświadczył siedzącym na podłodze opryszkom
i spojrzał na nich jakby oczekując protestu, ale oni bynajmniej nie zaprotestowali,
przeciwnie, uśmiechnęli się do niego, jakby jego obecność sprawiała im wyjątko-
wą przyjemność.
 Dla porządku zapytać muszę, by zachować praworządne zwyczaje, czy pa-
nowie zechcą zeznawać w tym miejscu i czasie?
 To jest bardzo sympatyczne miejsce  odparł Pigmej.
 I czas też odpowiedni, wywiadówka  rozrzewnił się opryszek o koziej
twarzy  zawsze w dzień wywiadówki byłem przesłuchiwany przez moich świę-
tej pamięci rodziców, dlaczego tyle zarobiłem dwójek.
 A czy moja osoba nie budzi waszych zastrzeżeń?
 Ależ nie. . . damy się przesłuchać z przyjemnością  odparł Pigmej.
 Pan ma bardzo przyjemny głos  wyznał opryszek z końską twarzą.
Prokurator chrząknął nieco zaskoczony.
 To bardzo dziwni przestępcy  szepnął do generała.
255
 Byli poddani działaniu pewnego. . . preparatu  rzekł generał.  Po prze-
słuchaniu tych ludzi radziłbym także przesłuchać tego Pelmana, on balansuje na
pograniczu przestępstwa.
 Zastanowię się nad tym  rzekł prokurator. Wypytawszy opryszków o
dane personalne, postawił im od razu zasadnicze pytanie:
 Gdzie jest wozny Macoch?
 Szef kazał go wozić w samochodzie po okolicy.
 Wozić?!
 Uznał, że tak najbezpieczniej. O dziesiątej mają go tu odstawić z powro-
tem. . . Co do dalszych zeznań, to pan prokurator woli intymnie, na ucho? Czy
publicznie i głośno? Bo co do pewnych szczegółów to my się trochę wstydzi-
my. . . Są tutaj panie i młodzież nieletnia. . .  Pigmej zakłopotany drapał się w
szczękę  opowiadanie o zbrodniach i występkach wypacza charakter młodzie-
ży. . . nie chcielibyśmy przyczynić się w żadnym stopniu do wypaczenia naszej
drogiej młodzieży. . .
 Rozumiem pana szlachetne skrupuły  rzekł prokurator wyraznie ujęty
delikatnością opryszka.
 A zatem woli pan. . . intymnie?
 Intymnie i na ucho  rzekł prokurator wstając.  Zabieram panów na
przesłuchanie dyskretne do gabinetu. Pan dyrektor pozwoli?  skłonił się sztyw-
no Oberonowi.
 Proszę uprzejmie  odkłonił się równie sztywno Oberon.
Prokurator w towarzystwie przestępców i sierżanta Zaręby zamknął się w ga-
binecie.
Po kwadransie wyszedł zadowolony i uśmiechnięty z taśmą magnetofonową
w ręku, ciągnąc za sobą coraz bardziej rozweselonych opryszków.
 Mamy już nagrane zeznania wstępne  rzekł nie kryjąc podekscytowa-
nia.  Rewelacje. Prawdziwe rewelacje, proszę państwa. To wzorowi przestępcy, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum