[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Na resztę weekendu pojechała do hotelu w Phoenix.
Chciała uciec. Jak drastycznie wszystko się zmieniło w ciągu
kilku tygodni, pomyślała. Ona i Carson zbliżyli się do siebie,
PANNA Z CHARLESTONU
ale te kilka dni, które spędzili razem, wszystko zmieniły.
W zasadzie zaczęło się od długiego, namiętnego pocałunku
po awanturze w barze „Rodeo". Kiedy się do niej zalecał, nie
odrzuciła go, bo chciała wiedzieć, jakim będzie kochankiem.
A teraz kiedy się prawie dowiedziała, nie dawało jej to spo-
koju. Nie zdawała sobie sprawy, że ten mężczyzna może być
taki czuły, opiekuńczy i namiętny. Mogła to wszystko mieć,
gdyby nie tkwiła tak mocno w przeszłości.
Wyszła na balkon pokoju hotelowego i patrzyła na roz-
świetlone miasto. Wiatr igrał w jej włosach, a ona chłonęła
odgłosy i zapachy nocy. Na przyjęciu Carson pocałował Pat-
ty. Dlaczego to zrobił? Zamknęła oczy i przypomniała sobie
głęboki głos Carsona, kiedy śpiewał. Oparła głowę o ścianę
i zastanawiała się, jakby to było, gdyby siedziała z nim na
ganku późnym letnim wieczorem, a on śpiewałby tylko dla
niej. Może ich dzieci siedziałyby na jej kolanach?
Ta myśl była wyjątkowo bolesna. Przypomniała sobie, jak
było tej nocy, kiedy go tak bardzo pragnęła. Gdyby nie włą-
czył światła, nie zobaczyłby zdjęcia Bena.
Kochany Ben! Był jej twierdzą chroniącą przed uczucio-
wym zaangażowaniem. Ścianą, która ją odgradzała od miło-
ści. Teraz miała dwadzieścia sześć lat i była samotna. Straciła
jedynego mężczyznę, z którym chciałaby dzielić życie.
Oczywiście nie miała u Carsona żadnych szans przy Patty.
Zawsze to wiedziała. Carson za bardzo lubił tę dziewczynę.
Wróciła do pokoju. Jakie to dziwne, że chciał się zapoznać
z wydarzeniami kulturalnymi dla Patty. Szczególnie, że Patty
lubiła wieś i jej mieszkańców. Jakie to dziwne...
Wróciła do Sweetwater wieczorem w niedzielę. Czuła się
wyczerpana. Czekał ją kolejny męczący tydzień.
110
PANNA
Z
CHARLESTONU
111
Na dodatek Patty przyszła do jej biura wcześnie w ponie-
działek rano. Chciała złożyć reklamację.
- Dach przecieka - narzekała. - Mówiłaś, że jest szczel-
ny. Wczoraj lało. Zanim wpadłam na pomysł, żeby sprawdzić
wszystkie pomieszczenia, omal nie potopiły się moje koty.
- Przykro mi - odpowiedziała Mandelyn oschłym tonem.
- Poprzedni właściciel zapewniał mnie, że dopiero położył
nowy dach. Przecież wiesz, że nigdy bym nie zataiła tego
rodzaju faktów - dodała. - Będziesz miała kłopoty ze znale-
zieniem dekarza. Carson ściągnął wszystkich fachowców.
- Remont u niego posuwa się naprzód - stwierdziła Patty.
- Kupił nowe meble i dywany. Teraz jego dom to istne cacko.
Kiedy położą nowy dach i skończą tynkować ściany, inne
domy w dolinie będą wyglądały jak baraki.
- Jestem pewna, że będzie ci się podobał - powiedziała
Mandelyn pod nosem.
- Zadzwonię do Carsona i poproszę, żeby podesłał mi
dekarza - powiedziała niespodziewanie Patty. - Dlaczego na
to nie wpadłam wcześniej?
- Dobry pomysł - powiedziała Mandelyn z bladym
uśmiechem.
Patty ruszyła do wyjścia, ale nagle się zatrzymała.
- Jake spędził z tobą dużo czasu na przyjęciu. Widziałaś
go od tej pory?
- Wyjechałam z miasta. Z nikim się nie widziałam.
- Jake też wyjechał. - Patty przestała się uśmiechać. Wy-
szła z pokoju, trzaskając drzwiami.
Angie spojrzała znad maszyny do pisanie ze zdziwieniem.
- Pani i Jake...?
- Nawet o tym nie myśl - powiedziała Mandelyn. - Nie
PANNA Z CHARLESTONU
byłam nigdzie z Jake'em. Patty jest po prostu wściekła, że Car­
son nie działa szybciej. Nie jest wystarczająco dobry dla niej...
Weszła do swojego gabinetu i trzasnęła drzwiami. Angie
wzruszyła ramionami i wróciła do pracy.
Carson w ogóle się nie odzywał. W środę wróciła wcześ-
niej i przygotowywała się do teatru. Nie miała ochoty wy-
chodzić, wolałaby zostać w domu i beczeć. Tak się właśnie
czuła. Nie była pewna, czy Carson się pojawi. Zaczynał być
nieprzewidywalny.
Wybrała długą suknię z niebieskiego aksamitu i białe do-
datki. Włosy związała niebieską wstążką. Ciągle przypomi-
nała sobie niebieską wstążkę w jego samochodzie. Może to
nie jest moja wstążka, pomyślała nagle.
O siedemnastej trzydzieści ciągle go nie było. Wracała do
sypialni, żeby się przebrać, kiedy usłyszała podjeżdżający
samochód.
Czuła się jak młoda dziewczyna przed pierwszą randką.
Prawdopodobnie ubrała się zbyt elegancko, ale chciała dla
Carsona ładnie wyglądać. To było idiotyczne. Nic nie mogła
na to poradzić.
Otworzyła drzwi i zobaczyła, że włożył smoking. To było
ubranie, którego razem nie kupowali, więc patrzyła onieniała.
Carson był tak przystojny, że nie mogła oderwać od niego
oczu. Jak stworzony do noszenia smokingu. Biel koszuli
podkreślała jego opaleniznę. Niebieskie oczy znowu pocie-
mniały, kiedy na nią patrzył.
- Wyglądasz... bardzo elegancko - powiedziała łamią-
cym się głosem.
- Ty również - odpowiedział z powagą. - Lepiej już
jedźmy.
112
PANNA Z CHARLESTONU
113
Poszła za nim, zapominając o okryciu. Byli w połowie
drogi do Phoenix, kiedy sobie to przypomniała.
- Mój szal! - zawołała.
- Mało prawdopodobne, żebyś zamarzła - powiedział
obcesowo.
- Wcale tego nie powiedziałam - odburknęła.
- Będę zadowolony, kiedy to się skończy - narzekał.
- To był twój pomysł - przypomniała.
- Ostatnio mam wyjątkowo złe pomysły.
- Wiem.
Wolno przesunął po niej wzrokiem.
- Musiałaś założyć sukienkę, która ma wycięcie sięgające
pępka? - zapytał zirytowany.
Mandelyn zdecydowała, że nie pozwoli, by ją wypro-
wadził z równowagi.
- To jedyna elegancka sukienka, jaką mam.
- Jak sądzę, to pozostałość z czasów, kiedy chodziłaś na
randki ze swoim bankierem i należałaś do śmietanki towa-
rzyskiej Charlestonu - powiedział kpiąco.
Zmrużyła oczy, powstrzymując się przed odpowiedzią.
- Żadnej riposty? - kpił nadal Carson.
- Nie będę się z tobą kłóciła - powiedziała. - Skończy- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum