[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Kurimoto zaprosił tam członków TALON Force. Rozejrzeli się po bazie, ale samo
przesłuchanie niespecjalnie ich interesowało. Istniały pewne wypróbowane techniki, które
bardzo dobrze znali i byli gotowi w razie potrzeby zastosować, a Japończycy nie mieli im do
zaprezentowania nic nowego. Dlatego po kilku godzinach wszyscy oprócz Jacka i Sarah
wrócili do bazy lotniczej Yokota, by tam czekać na wyniki przesłuchania.
Jack został na Kamasho, ponieważ był świadom wartości, jaką presja psychiczna i ból mają
dla każdego śledztwa. Poza tym, jak powiedział Sarah, cytując Sztukę wojenną:  Wiedza nie
pochodzi od duchów, nie można jej zdobyć przez obserwację zjawisk ani ruchów ciał
niebieskich, ale należy jej szukać u ludzi, ponieważ tylko tak poznać można rzeczywistą
sytuację wroga".
Sarah została, by zdobyć jak najwięcej wiadomości o sarinie. Nie dawało jej spokoju pytanie
zadane przez Kurimoto więzniowi, kiedy wchodzili do windy w gmachu Ministerstwa
Finansów:  Co to dla ciebie znaczy, zabić setki tysięcy niewinnych ludzi?"
Były takie chwile, kiedy miała już dosyć tego przesłuchania, chciała odejść, ale za każdym
razem brała się w garść. Dzień w dzień przezwyciężała słabości dla dobra TALON Force.
Tym razem jednak w grę wchodziło coś więcej.
 Setki tysięcy niewinnych ludzi".
Wiedziała, jak ci ludzie wyglądają po śmierci.
 Niewinni ludzie".
Kapitan Sarah Greene widziała to wszystko na własne oczy.
Rozdział jedenasty
22 marca 1995, godzina 21.46 Tokio
porucznik Sarah Greene robiła obchód prowizorycznych oddziałów szpitala
międzynarodowego pod wezwaniem św. Aukasza. Miała pod swoją
44
pieczą czterystu sześćdziesięciu pacjentów. Nie zmrużyła oka od trzydziestu siedmiu godzin,
kiedy to w bazie Yokota wylądował wiozący ją samolot transportowy z Niemiec, i coraz
trudniej jej było utrzymać się na nogach. Nie mogła sobie jednak pozwolić na sen. Każda
minuta odpoczynku mogła kosztować życie pacjenta. Owszem, byli tu też inni lekarze,
doskonali specjaliści z całego świata. Społeczność międzynarodowa ma w zwyczaju pomagać
poszkodowanym w czasie katastrof takich jak ta, a Sarah nie była na tyle zarozumiała, by
uważać, że inni bez niej sobie nie poradzą. Ale ci ludzie byli jej pacjentami. Mężczyzni,
kobiety i tyle dzieci, które zobowiązała się za wszelką cenę utrzymać przy życiu. Nie
zamierzała zasnąć, dopóki nie uratuje ich wszystkich... albo dopóki pomoc nie stanie się
bezużyteczna.
- Sarah?
- Tak, Olaf? - Był to norweski lekarz, który przyjechał do Tokio jakiś czas po niej. Nie
zamieniła z nim więcej niż kilka słów, ale w ciągu ostatniej półtorej doby wpadli na siebieto
najmniej kilkanaście razy.
- Potrzebujesz snu, Sarah.
- Pieprz się, Olaf.
Nie powiedziała tego z nienawiścią ani z ironią, w jej głosie nie było żadnych uczuć. Nie
miała na nie siły. Ale Olaf zrozumiał ją i się uśmiechnął. Był w stanie się uśmiechać, bo
zaczął pracę o wiele pózniej niż ona. Dopiero co obudził się z drzemki. Poklepał japo
ramieniu i ruszył w stronę swojego oddziału.
Sarah wyjęła z kieszeni klips i przypięła go do ucha - po czym mocno ścisnęła. Ból nieco ją
otrzezwił. Przeszła przez oddział, po czym odwróciła się i zaczęła kolejny obchód.
Pani Hanai już tu nie było. Podobnie jak pana Makino. I małego Takeoki. W czasie każdego
kolejnego obchodu Sarah zauważała, że ubywa jej pacjentów. Szczęście w nieszczęściu, że na
wolnych pryczach nie pojawiały się nowe ofiary. Ci, którzy mieli skapitulować przed
trującym gazem, już to uczynili.
Leżący trzy łóżka dalej pan Akagaki zaczął rzucać się w drgawkach, dławiąc się śluzem
wyciekającym z gardła. Japońska pielęgniarka podbiegła do niego, ale Sarah była szybsza.
Pochwyciła zakrzywioną plastikową rurkę i wprowadziła ją energicznie, ale ostrożnie do
tchawicy starca, udrażniając drogi oddechowe. Pielęgniarka pobrała z fiolki atropinę,
wypuściła ze strzykawki pęcherzyki powietrza i zrobiła zastrzyk. Akagaki uspokoił się, lecz
wciąż zle wyglądał. Był mocno osłabiony. Na oczach Sarah jego twarz najpierw pociemniała,
po czym przybrała siny odcień, mimo że drogi oddechowe były odblokowane.
- Następne dziesięć centymetrów sześciennych! - powiedziała Sarah, ale zanim pielęgniarka
zdążyła zaaplikować atropinę, Akagaki przestał oddychać. Sarah zaczęła robić starcowi
masaż serca. Sztuczne oddychanie metodą usta-
45
-usta nie wchodziło w grę, gdy chory miał kontakt z trującym gazem. Sarah wyczuła pod
rękami słaby puls.
- Niech cię diabli! - wycedziła przez zęby. - Słyszysz, co mówię? Na pewno słyszysz! Wez
się w garść, Akagaki! Rusz to cholerne serce! Słyszysz mnie?
W jej uszach rozbrzmiewał zasłyszany w dzieciństwie żydowski zwrot: L 'chaim! L 'chaim! L
'chaim! Ku życiu! Ku życiu! Ku życiu!
- Kod niebieski! - krzyknęła do pielęgniarki, ale ta już przygotowała stymulator serca. Sarah
rozerwała koszulę starca i odsunęła się, by siostra mogła położyć na jego piersi dwie
elektrody defibrylatora. - Raz, dwa...! -Elektrody naładowały się prądem i starzec rzucił się na
łóżku... ale jego serce nie zaczęło bić. - Raz, dwa...! Daj mu drugą dawkę!
- On odszedł, Sarah.
- Spróbuj jeszcze raz!
- On odszedł, Sarah.
- Jeszcze raz, do cholery!
- On...
- Dobra, dobra... słyszę. - Odsunęła się od łóżka i odetchnęła głęboko. Olaf podszedł do niej i
objął ją ramieniem, nieporadnie, ponieważ była od niego o wiele niższa.
- Potrzebujesz snu, Sarah.
- Nie nawaliłam.
- Nie powiedziałem, że nawaliłaś. Według personelu, nie nawaliłaś ani razu od trzydziestu
siedmiu godzin. Ale potrzeba ci snu.
- Jeszcze nie. ,
- Idz odpocząć, Sarah. Poradzimy sobie. Będziesz mnie musiała zastąpić, kiedy padnę.
- Pieprzę cię, Olaf.
- To zrobisz potem.
Minęła sekunda, zanim dotarło do niej, co powiedział. Parsknęła śmiechem.
- Nie starczy nam sił.
- Mów za siebie, kobieto. A teraz idz już. Przygryzła wargę, ale skinęła głową.
- Dobrze. Dobrze. I tak muszę jeszcze coś załatwić.
Generała Jacka Kraussa znalazła w tymczasowym centrum dowodzenia ulokowanym w
pobliżu skażonego obszaru. On też wyglądał na zmęczonego. Jak wszyscy.
- Porucznik Greene? Strasznie pani wygląda.
46
- Niemożliwe. Właśnie złożono mi niemoralną propozycję. Uśmiechnął się, ale powiedział:
- Mam niewiele czasu, pani porucznik. Co mogę dla pani zrobić?
- Chodzi o projekt, nad którym pan pracuje. Ten...
- Tak - powiedział Krauss, rozglądając się pospiesznie. Odciągnął ją od ludzi krążących
wokół centrum dowodzenia i zaprowadził w ustronny kąt. -Pamiętam.
- Potrzebował pan kogoś, kto potrafiłby zabić, gdyby to było konieczne.
- Między innymi.
- Jak już panu mówiłam, zawsze uważałam medycynę za środek ratowania ludzi... nawet
nieprzyjaciół, gdyby była taka potrzeba. Ale teraz... teraz rozumiem, że to nie wystarczy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum