[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Proszę dalej.
- Jak już wspominałam, sir Gervase miał trudności z koncentracją. Oczywiście
mówił dużo, jak zwykle, ale dodał też, że jego umysł zajmuje kilka poważnych
spraw. Wreszcie powiedział... Chwileczkę, muszę sobie przypomnieć... Powiedział
coś w tym sensie: "To straszne, panno Lingard, kiedy w najdumniejszym rodzie w
kraju jest ktoś, kto może okryć go hańbą".
- A co pani na to odpowiedziała?
- Och, coś uspokajającego. Powiedziałam mniej więcej coś takiego, że w każdym
pokoleniu zdarzają się słabe jednostki... I że jest kara za wielkość... Ale że
ich wady rzadko są pamiętane przez potomnych.
- Wywołało to spodziewany przez panią efekt uspokajający?
- Mniej więcej. Wróciliśmy do sir Rogera Chevenix-Gore'a. Znalazłam o nim bardzo
interesującą wzmiankę we współczesnym mu manuskrypcie. Lecz myśli sir Gervase'a
znowu powędrowały gdzie indziej. Wreszcie powiedział, że nie może dzisiaj dłużej
pracować. I oświadczył, że doznał szoku.
- Szoku?
- Tak właśnie to określił. Ja, oczywiście, o nic go nie pytałam. Powiedziałam
tylko: "przykro mi to słyszeć, sir Gervase". Potem poprosił mnie, abym
zawiadomiła Snella, że przyjedzie pan Poirot, żeby podał obiad dopiero o ósmej
trzydzieści i żeby wysłał po niego na dworzec samochód. Na pociąg, który
przyjeżdża o siódmej piętnaście.
- Czy tego rodzaju polecenia zwykle wydawał pani?
- No... nie. To należało do obowiązków pana Burrowsa. Ja nie robiłam nic, poza
pracą literacką. Nie byłam sekretarką w dosłownym tego słowa znaczeniu.
77
- Jaki, według pani, sir Gervase mógł mieć powód, aby panią o to prosić, zamiast
po prostu wezwać Burrowsa? - spytał Poirot.
Panna Lingard zastanawiała się przez chwilę.
- Może chciał... Nie, nie wiem. Wtedy nie zastanawiałam się nad tym. Teraz, jak
o tym myślę, dochodzę do wniosku, że może - prosząc mnie o to - nie chciał, aby
inni wiedzieli, że przyjedzie pan Poirot. Powiedział, że to ma być
niespodzianka.
- Ach? Tak pani powiedział? To bardzo ciekawe, bardzo interesujące. Wspomniała
pani o tym komuś?
- Oczywiście, że nie. Tylko Snellowi o obiedzie i o tym, żeby posłał samochód na
dworzec po kogoś, kto ma przyjechać pociągiem o siódmej piętnaście.
- Czy sir Gervase powiedział jeszcze coś, co może mieć jakieś znaczenie?
Panna Lingard zamyśliła się.
- Nie... Myślę, że nie. Pamiętam, że kiedy wychodziłam z pokoju, powiedział do
mnie: "Choć teraz jego przyjazd i tak na nic się nie zda".
- I pani nie wie, co chciał przez to powiedzieć?
- N... nie.
W tym zwykłym zaprzeczeniu zabrzmiało lekkie niezdecydowanie.
- Za pózno. Dokładnie tak powiedział? Za pózno - powtórzył Poirot, lekko
marszcząc brwi.
- Może mogłaby pani, panno Lingard - wtrącił major Riddle - określić dokładniej
to zmartwienie sir Gervase'a?
Panna Lingard odparła wolno:
- Myślę, że mogło mieć jakiś związek z Hugonem Trentem.
- Z Hugonem Trentem? Dlaczego pani tak myśli?
- No, nie jest to nic konkretnego, jednak wczoraj po południu zajmowaliśmy się
sir Hugonem de Chevenix (który, obawiam się, nie zapisał się zbyt dobrze w
czasie Wojny Dwóch Róż) i sir Gervase powiedział: "Moja siostra chciała, żeby
jej syn nosił imię Hugo. Tymczasem nie przyniosło ono chwały naszemu rodowi, o
czym nie mogła nie wiedzieć".
- To, co mi pani mówi, jest nie bez znaczenia - rzekł Poirot. - Tak, to podsuwa
mi nową myśl.
- Czy sir Gervase nie mówił nic bardziej konkretnego na ten temat? - spytał
major Riddle.
Panna Lingard zaprzeczyła ruchem głowy.
- Nie. A ja nie mogłam zapytać. Wtedy sir Gervase wcale nie mówił tego do mnie,
on jakby mówił do siebie.
- Zupełnie zrozumiałe.
- Mademoiselle - powiedział Poirot - pani, jako osoba obca, przebywała w tym
domu przez dwa miesiące. Sądzę, że może to dla nas być ważne, jeżeli powie nam
pani zupełnie szczerze, co pani sądzi o rodzinie i domownikach. Panna Lingard
zdjęła pince-nez i zamknęła oczy, głęboko się namyślając.
- Szczerze mówiąc, najpierw myślałam, że trafiłam prosto do domu wariatów! Lady
Chevenix-Gore, która ciągle widziała coś, czego nie ma, i sir Gervase,
zachowujący się jak... jak król... I grający jakąś szczególnie ważną rolę. Tak,
naprawdę sądzę, że to najdziwaczniejsi ludzie, jakich spotkałam. Oczywiście,
panna Chevenix-Gore to osoba całkiem normalna. Po pewnym czasie doszłam do
wniosku, że i lady Chevenix-Gore jest zupełnie sympatyczna. Nikt nie był dla
mnie milszy niż ona. Sir Gervase... No tak, on według mnie naprawdę był szalony.
Jego egomania... tak to się nazywa? potęgowała się z dnia na dzień.
- A inni?
- Pan Burrows miał, jak sądzę, ciężkie życie z sir Gervase'em. Myślę, że
zwolnienie go z pracy nad książką sir Gervase'a dało mu trochę wytchnienia.
Pułkownik Bury był zawsze uprzejmy. Adorował lady Chevenix-Gore i doskonale
dawał sobie radę z sir Gervase'em. Pan Trent, pan Forbes i panna Cardwell
przebywali tu zaledwie od kilku dni i oczywiście niewiele mogę o nich
powiedzieć.
- Dziękuję pani. A co może pani powiedzieć o jego administratorze, kapitanie
Lake'u?
- Bardzo miły. Wszyscy go lubili.
- Sir Gervase też go lubił?
78
- Tak. Słyszałam, jak mówił, że to najlepszy administrator, jakiego miał.
Naturalnie kapitan Lake również miał trudności z sir Gervase'em, ale w końcu
zawsze dochodzili do porozumienia, chociaż nie było to łatwe. Poirot skinął
głową w zamyśleniu.
- Było jeszcze coś... - zamruczał - ...o co ...o co chciałem panią zapytać...
Coś nieistotnego... Co to było?
Panna Lingard zwróciła się ku niemu z wyrazem cierpliwego oczekiwania.
Poirot potrząsnął głową bezradnie.
- No...! Mam to na końcu języka!
Major Riddle czekał przez chwilę, a następnie, widząc ciągle zakłopotanie
Poirota, zapytał:
- Kiedy po raz ostatni widziała pani sir Gervase'a?
- W tym pokoju, podczas herbaty.
- Jak się zachowywał? Normalnie?
- Tak, normalnie, jak zwykle.
- Czy wśród zebranych dało się wyczuć jakieś napięcie?
- Nie, wydawało mi się, że wszyscy zachowywali się całkiem zwyczajnie.
- Dokąd poszedł sir Gervase po herbacie?
- Wziął z sobą pana Burrowsa i poszli jak zwykle do gabinetu.
- I wówczas widziała go pani po raz ostatni?
- Tak. Udałam się do małego saloniku i do siódmej przepisywałam na maszynie z
notatnika rozdział książki, nad którym pracowałam z sir Gervase'em. Potem
poszłam na górę, aby odpocząć i przebrać się do obiadu.
- Podobno pani usłyszała ten strzał?
- Tak, właśnie byłam w tym pokoju. Usłyszałam coś, co zabrzmiało jak wystrzał, i
wyszłam z holu. Był tam pan Trent i panna Cardwell. Pan Trent spytał Snella, czy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum