[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dokumentów. Winę za tajemniczość może pan złożyć na mnie. Prosił mnie pan o
odzyskanie dokumentów. Uczyniłem to. Więcej pan nie wie. - Poirot wstał i
uścisnął dłoń gospodarza. - Milordzie, cieszę się, że pana spotkałem. Wierzę w pana
i w pańskie przywiązanie do ojczyzny. Będzie pan prowadził kraj pewną, silną ręką.
- Panie Poirot... przysięgam, że zrobię, co będę mógł. To może moja wada, a
może zaleta, ale wierzę w siebie.
- Jak każdy wielki człowiek. Ja jestem taki sam - odrzekł zadowolony Poirot.
Po kilku minutach podjechał samochód i lord Alloway pożegnał nas
serdecznie, stojąc na stopniach domu.
- To wielki człowiek, Hastings - powiedział Poirot. kiedy odjeżdżaliśmy. -
Jest inteligentny, pomysłowy, silny. To człowiek, którego Anglia potrzebuje.
Poprowadzi ją przez trudny okres odbudowy.
- Zgadzam się z tobą, Poirot, ale co z lady Juliet? Czy ma oddać dokumenty
prosto do rąk Allowaya? Co sobie pomyśli, kiedy dowie się, że wyjechałeś bez
słowa?
- Hastings, zadam ci jedno pytanie. Dlaczego, kiedy przyszła na rozmowę,
nie wręczyła mi dokumentów?
- Nie miała ich przy sobie.
- No właśnie. Ile czasu zajęłoby jej przyniesienie ich z pokoju? Czy też z innej
skrytki? Nie musisz odpowiadać. Pewnie z dwie i pół minuty. A jednak prosiła o
dziesięć minut. Dlaczego? Najwyrazniej miała zamiar wydobyć je od osoby, którą
musiałaby najpierw do tego przekonać. Kogo mogła mieć na myśli? Z pewnością
nie panią Conrad, lecz członka własnej rodziny, męża lub syna. Który z nich jest
bardziej prawdopodobny? Leonard Weardale powiedział, że od razu położył się
spać. Wiemy, że to nieprawda. Przypuśćmy, że matka poszła do niego do pokoju,
ale go tam nie znalazła; zeszła na dół, przepełniona niejasną obawą; jej synalek to
rzeczywiście ladaco. Tam go też nie ma. A pózniej słyszy, jak zaprzecza, że w ogóle
opuszczał sypialnię.
Matka natychmiast wyciąga wniosek, że syn ukradł dokumenty. Stąd jej
rozmowa ze mną.
Ale, mon ami, wiemy coś, czego lady Juliet nie wie.
- Wiemy, że jej syn nie mógł być w gabinecie, ponieważ był wtedy na
schodach, całując się z piękną francuską pokojówką. I choć matka nie ma o tym
pojęcia, Leonard ma alibi.
- Kto zatem ukradł dokumenty? Wszystkich wyeliminowaliśmy: lady Juliet,
jej syna, panią Conrad, Francuzkę...
- Otóż to. Posłuż się szarymi komórkami, przyjacielu. Rozwiązanie bije w
oczy. Potrząsnąłem głową.
- Ależ tak! Nie rezygnuj tak łatwo. Popatrz, Fitzroy wychodzi z gabinetu,
zostawiając dokumenty na biurku. Kilka minut pózniej lord Alloway wchodzi do
pokoju, podchodzi do biurka i dokumentów nie ma. Możliwe są dwa rozwiązania:
albo Fitzroy włożył je do kieszeni, zamiast zostawić na biurku (co byłoby
nierozsądne, ponieważ - jak zauważył Alloway - mógł te projekty w każdej chwili
odrysować), albo dokumenty były na biurku, kiedy lord Alloway się do niego
zbliżył - a w tym wypadku trafiły do jego kieszeni.
- Lord Alloway złodziejem? - wykrzyknąłem osłupiały. - Jak to? Dlaczego?
- Czyż nie opowiadałeś mi o jakimś skandalu z jego przeszłości? Mówiłeś, że
został oczyszczony. Ale przypuśćmy, że mimo wszystko była to prawda? W Anglii
nazwisko polityka nie może być kojarzone z żadnym skandalem. Gdyby tę sprawę
teraz odgrzebano i udowodniono Allowayowi, że był w nią wmieszany, oznaczałby
to koniec jego kariery. Przypuśćmy, że go szantażowano i ceną wykupienia się były
projekty okrętu podwodnego.
- Wobec tego ten człowiek to zdrajca! - zawołałem.
- Ależ nie. Jest inteligentny i pomysłowy. Przypuśćmy, przyjacielu, że
skopiował te projekty, wprowadzając drobne zmiany (a jest inżynierem, i to
dobrym fachowcem), dzięki którym projekty okażą się całkowicie niepraktyczne.
Sfałszowane dokumenty wręcza przysłanemu agentowi - przypuszczam, że pani
Conrad. Ale żeby nikomu nie przyszło na myśl podważyć ich autentyczność,
projekty muszą zostać skradzione. Robi co może, starając się nie rzucać podejrzeń na
nikogo z domu - udaje, że widział złodzieja, uciekającego przez taras Ale nie wziął
pod uwagę uporu admirała. Zatem teraz stara się, żeby podejrzenie nie padło na
Fitzroya.
- To wszystko domysły, Poirot - sprzeciwiłem się.
- To psychologia, mon ami. Człowiek, który by przekazał wrogowi
prawdziwe projekty, nie zamartwiałby się tym, na kogo padnie podejrzenie. A
dlaczego tak bardzo pragnął, aby pani Conrad nie poznała szczegółów kradzieży?
Ponieważ dokumenty wręczył jej wczesnym wieczorem i nie chciał, aby
dowiedziała się, że kradzież mogła nastąpić dopiero pózniej.
- Zastanawiam się, czy masz rację.
- Naturalnie, że mam. Rozmawiałem jak jeden wielki człowiek z drugim
wielkim człowiekiem - i on mnie doskonale zrozumiał. Sam się przekonasz.
Jedno jest pewne. W dniu, kiedy lord Alloway został premierem, przyszedł
czek i fotografia z dedykacją:  Dyskretnemu przyjacielowi Herkulesowi Poirot - lord
Alloway .
Podobno okręt podwodny typu Z wzbudził wielkie nadzieje w kręgach
marynarki. Mówi się, że zrewolucjonizuje współczesną wojnę morską. Słyszałem, że
pewne obce mocarstwo usiłowało zbudować podobną jednostkę, ale próby
skończyły się kompletnym niepowodzeniem. Nadal jednak uważam, że Poirot
opierał się jedynie na domysłach. Pewnego dnia zrobi to o jeden raz za dużo.
Mieszkanie na trzecim piętrze
- Do diabla! - zawołała Pat.
Ze zmarszczonymi brwiami coraz gwałtowniej przetrząsała jedwabny
drobiazg zwany torebką wieczorową. Dwaj młodzieńcy i dziewczyna przyglądali się
jej niespokojnie. Wszyscy stali przed zamkniętymi na głucho drzwiami mieszkania
Pat Garnett.
- Nic z tego - powiedziała Pat. - Nie ma go. I co teraz zrobimy?
- Czym jest życie bez klucza? - mruknął Jimmy Faulkner.
Był niewysokim, szerokim w barach mężczyzną o łagodnych niebieskich
oczach.
- Nie żartuj sobie, Jimmy - rzucił się na niego Pat. - To poważna sprawa.
- Przeszukaj jeszcze raz torebkę, Pat - poradził Donovan Bailey. - Przecież
musi w niej być.
Donovan miał niespieszny, miły sposób mówienia pasujący do jego
szczupłej postaci.
- Jeżeli go w ogóle wzięłaś - wtrąciła druga dziewczyna, Mildred Hope.
- Naturalnie, że wzięłam - odparła Pat. - Wydaje mi się, że dałam go
któremuś z was. - Odwróciła się i spojrzała oskarżycielsko na mężczyzn. - Prosiłam
Donovana, żeby go schował.
Ale nie udało jej się tak łatwo znalezć kozła ofiarnego. Donovan stanowczo
zaprzeczył, a Jimmy go poparł.
- Sam widziałem, jak go chowałaś do torebki - posiedział.
- Więc wypadł, kiedy któryś z was podnosił moją torebkę. Raz czy dwa mi
upadła.
- Raz czy dwa! - zawołał Donovan. - Upuściłaś ją co najmniej tuzin razy, nie
mówiąc o tym, ze zapominałaś o niej przy każdej możliwej okazji.
- Dziwię się, że w ogóle cokolwiek w niej zostało - dorzucił Jimmy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum