[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Francuzi z Anglikami, wysłał zatem dziewczynę do właściwego człowieka. . .
 Zawarli spółkę  ożywiła się Krystyna.  Dobrze zgadłaś, on już miał
ten diament, kiedy wychodził od jubilera, a ona na niego czekała. Oddała zdo-
bycz uczciwie, bo nic by jej z niej nie przyszło, gdyby próbowała zachachmęcić,
oskarżyłby ją o kradzież i cześć. Ale pilnowała, żeby jej jaśnie pan nie wykanto-
wał, a może i gorzej.
 Co gorzej?
 A popatrz tutaj. . .
Podetknęła mi pod nos dwa następne wycinki prasowe. Z jednego dowiedzia-
łam się, że w domu numer dwa przy rue de l Oratoire zmarła nagle gospodyni,
właścicielka nieruchomości, i niezwykły jest fakt, iż dwa dni wcześniej jej loka-
torka straciła życie w katastrofie ulicznej. Jakieś nieszczęście zawisło nad tym
domem. . .
Następna informacja była dłuższa i miała już ton sensacyjny. Nazajutrz po
śmierci gospodyni zmarła sługa, objawy nagłej choroby wyglądały identycznie,
pojawiło się podejrzenie otrucia. Podobno obie kolejno, porządkując pokój po
nieboszczce pannie Gourville, napiły się wzmacniającego wina, które tam stało
w karafce. Policja zabrała resztę wina do zbadania, prowadzone jest śledztwo,
sprawą zajął się komisarz Michon. Klątwa ciąży nad domem, w którym dzień po
dniu umierają kobiety. . .
 Może mam zły charakter  powiedziała Krystyna z bezrozumnym trium-
fem, kiedy uniosłam głowę znad tekstu  ale coś mi się widzi, że ona tak się
bała wykantowania, że wolała nie ryzykować. Przygotowała wspólnikowi napój,
rozwiązujący kwestię radykalnie. Już to widzę, od jubilera mieli przyjść do niej,
kielicha wicehrabiemu i po krzyku. Nie przyszli, bo wtrąciła się ta kareta, a napo-
jem pokrzepiły się sprzątające baby.
 Wizje mamy coraz bardziej krew w żyłach mrożące  pochwaliłam. 
Niewykluczone, że tak było, po pani Davis wicehrabia, jedna sztuka czy dwie, to
już mała różnica. Najpierw pani, potem sługa, sługa głupia i z dolegliwości pani
żadnych wniosków nie wyciągnęła.
57
 A może wcześniej spróbowała, zanim się dolegliwości zaczęły. Dzień upły-
nął, mogła być odporniejsza. Poszukamy komisarza Michon?
 Nie wiem, czy nam do czegoś potrzebny. Poza tym, jeśli wykrył truciznę,
możliwe, że będzie więcej wzmianek w prasie. Znaczy, było. Możemy przejrzeć
gazety z następnych paru tygodni, to już nie tak dużo.
 Między nami mówiąc, dziwiłabym się, gdyby wszystko leciało ulgowo
i nikt nie padł trupem  wyznała Kryśka.  Diamenty są żądne krwi.
 Tylko mi tu nie rób za Balladynę. Co masz dalej?
 Jeszcze angielski wycinek z plotkami o diamencie, ale to już czytałyśmy
w Londynie. Poza tym, proszę, pokwitowanie, jakiś markiz de Rousillon przyzna-
je się, że pożycza księgę o polowaniu z sokołami i obiecuje zwrócić ją na każde
żądanie. Ty rozumiesz, co to znaczy?
 Aktu zgonu markiza de Rousillon tam przypadkiem nie ma?  spytałam
podejrzliwie.
 Na razie nie widzę, ale może byś się tak trochę zastanowiła. Pożyczył tę
kobyłę, jak, przepraszam. . . ? Razem z diamentem?
Dotarło do mnie i rąbnęło jak obuchem.
 O, cholera. . . Może to jest właśnie ta chwila, kiedy diament zginął. . . ?
Wszystko o markizie!
 Gówno mamy o markizie. Ale zwracam ci uwagę, że sokoły wróciły na
miejsce, leżą tu, na stole. To jak to sobie wyobrażasz, pożyczył z diamentem i od-
dał bez? I prababcia nic na to nie powiedziała? Sprawdz w ogóle, która to była,
na pokwitowaniu jest data.
Sprawdziłam. Rzecz miała miejsce za życia pra-pra-pra-prababki Klementy-
ny, małżonki owego Ludwika, który kombinował z Mariettą. Niemożliwe, żeby
własnej żonie nie przekazał wiedzy o diamencie!
Zajrzałam do dziury.
 Ty, tam jest coś jeszcze! Następny wycinek z prasy!
 Wszystkiego przeczytać nie zdążyłam  usprawiedliwiała się Krystyna.
 Leciałaś jak z pieprzem. Widzę więcej świstków, duża ta dziura. Jeśli diament
miał takie rozmiary. . .
 O ile pamiętam, pan Meadows twierdził, że był prawie jak pięść  przy-
pomniałam.  Mógł skusić każdego, także markiza, ale na razie nie rzucajmy
kalumnii. Pokaż. . .
Kolejny wycinek prasowy, drukowany petitem, zawiadamiał o licytacji za dłu-
gi mienia markiza de Rousillon w dniu 25 marca 1906 roku. W dwa tygodnie po
wypożyczeniu książki o sokołach!
Popatrzyłyśmy na siebie ze zgrozą.
 To już rozumiem  powiedziała Krystyna ponuro.  Diament poszedł na
licytacji. Ten ktoś, kto kupił zabytek, miał przyjemną niespodziankę. . .
58
 Głupiaś!  rozzłościłam się.  Nadzienie schował sobie, a książeczkę
oddał, tak? Puknij się! Obecność tego tutaj o czymś chyba świadczy?!
 Może i świadczy, ale o czym? Zamyśliłam się, wciąż pełna irytacji.
 Jedno z dwojga: albo nie poszło na licytacji i zostało w resztkach bezwar-
tościowego mienia, albo na tej licytacji był ktoś z rodziny i sam to kupił. Może
prababcia osobiście tam pojechała. . .
 E tam!  przerwała żywo Krystyna.  Jeśli mnie pamięć nie myli, miała
w tym czasie wnuczkę pod ręką, prababcia Justyna tu się mocno plącze. Wysłała
Justynę. Czy tam ktoś nie umarł. . . ? O, kuzyn Gaston! Jak miał na imię mar-
kiz. . . ?
Zajrzałam do notatki prasowej.
 Filip. To nie on.
 W takim razie kupił to kuzyn Gaston i ktoś go zabił. . .
 Właśnie nie zabił.
 Owszem, zabił. Tylko nie ten jakiś, a zapewne kto inny. Gdzie masz tę całą
makulaturę? To jest niemożliwa rzecz, musimy to trzymać pod ręką, bez listów
nie da rady, dopiero stopniowo wychodzi, co tam było ważne!
 Znów mam lecieć. . . ?
 A co, samo przyjdzie. . . ?
Poleciałam, nic innego mi nie pozostało. Byłam opiekunką zdobytej doku-
mentacji, stało się to niejako automatycznie, historia należała do mnie, Krystyna
musiałaby zbyt długo szukać w moich rzeczach.
Zaczęła coś mówić od razu, zaledwie weszłam z plikiem papierów w obję-
ciach, ale zamknęłam jej gębę. Skoro już latam po całej budowli, niech to przy-
niesie jakiś pożytek. Usłałyśmy stół szpargałami, z listem prababki Justyny na
czele.
 Rzeczywiście, kuzyna Gastona nie zabił, za to uciekł do Ameryki  przy-
znała Kryśka.  Kto, ten zdobywca diamentu? I czy w ogóle Gastona ktoś zabił?
Zważywszy upodobania minerału, powinien.
 Zanim się dokopiemy do Gastona, leć teraz ty  zażądałam, czując w no-
gach własną krzywdę, bo schody na drugie piętro wygodne nie były.  Klucze
od piwnicy mamy, przynieś wina. Służby o północy fatygować nie będziemy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum