[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Mądrym.
Nie kłóciła się z nim, chociaż wiedziała, że nie jest to prawda. Nie była mądra.
Ale była silna. Opanowała kamień władzy. Stając się wszystkimi, którzy używali
kamienia, pozostała też sobą. O sobie wiedziała bardzo wiele, reszta jej umykała.
Więc niech Angel nazywa ją mądrą, nie dbała o to.
 Ale czy ja jestem dobra, Angelu?
 Jako heptarchini nie możesz wybierać między dobrem a złem. Tylko mię-
dzy rozwiązaniem słusznym i błędnym.
145
Długo była jego studentką, więc rozumiała różnicę i wiedziała, że miał rację.
Grając rolę heptarchini nie mogła stosować tego samego kanonu moralnego, co
inni ludzie. Jej decyzje dotyczyły nie tylko jej samej, ale dużo większej grupy.
Tylko jak wielka mogła to być grupa?
 Słusznym dla kogo?  zapytała.
 Dla ludzkości.
Teraz już nie miała wątpliwości, że tu on się myli.
 Nie. Królewski dwór jest całym światem. A ja jestem również geblingiem.
Cały świat ożywiony i cały świat nieożywiony, całe życie na tej planecie, poza
jednym.
 A ten jeden chce ciebie. Prędzej umrę, niż mu na to pozwolę. On myśli, że
jestem zbyt słaby i nie zdołam cię ochronić. Ale myli się, potrafię.
Mówił z nie udawanym ożywieniem. W tych słowach nie kryło się kłamstwo.
On naprawdę ją kochał. Patience dotknęła delikatnie jego policzka.
 Służ mi jako wolny człowiek, Angelu.
 Niewolnik czy wolny, służę ci tak samo. Co to za różnica?
 Proszę cię teraz jako wolnego człowieka  pomóż mi.
Angel pomógł jej się ubrać i wyprowadził ją z pokoju.
Ku jej zdziwieniu w domu pełno było geblingów, wszystkie bardzo zajęte.
Tylko do jej sypialni nie miały wstępu, w pozostałych pomieszczeniach szklili
okna, uszczelniali szpary, reperowali, naprawiali. Patience usiadła we wspólnym
pokoju przy tlącym się ogniu, w miejscu gdzie wpadające promienie słońca da-
wały trochę ciepła. Przyglądała się geblingom, biegającym w górę i w dół po
drabinach. Małpa Rivera plątała się im pod nogami. Dziesiątki razy była posztur-
chiwana, nadeptywana lub zrzucana z wysokości, ale zawsze znowu się wspinała,
wykrzykując jakieś bezsensowne nieprzyzwoitości. I kolejny raz obrywała. Pa-
tience pomyślała, że Heffiji bardzo przypomina jej małpę  też biegała, plącząc
się wszystkim pod nogami, szczęśliwa i przerażona jednocześnie.
 Nie ruszaj tego!  wykrzykiwała co chwila.
Geblingi śmiały się z niej, ale słuchały.
River spał w słoju postawionym na kominku. Z daleka od %7łurawiej Wody
świat dla niego mógł równie dobrze wcale nie istnieć.
Patience uświadomiła sobie, że próbuje wyczuć milczącą komunikację między
geblingami, rozmowy między umysłami bez użycia słów. Pamiętała tak dobrze,
jakie to było uczucie, kiedy przeżywała życie pierwszych królów geblingów. A te-
raz nic nie czuła. Wydawało jej się, jakby wyciągała po coś rękę po to tylko, by
przekonać się, że ręka została obcięta. Przyglądała im się w zadumie, pogrążona
w smutku. Nigdy nie dowie się o nich więcej, niż powiedział jej kamień wła-
dzy. A geblingi zajmowały się swymi sprawami i nie wiedziały, kim ona jest. Nie
przypuszczały nawet, że jest jedynym człowiekiem, który rozumie, co to znaczy
146
być geblingiem, który rozumie, że nieustannie podtrzymywane poczucie wspól-
noty jest ich kotwicą i ratunkiem przed światem. Skąd czerpałam odwagę, by żyć,
kiedy nie wiedziałam, co czuje inna istota?
 Patience  wyszeptał ktoś za nią. Znała ten głos, wiedziała, że Reck wy-
ciąga dłoń w jej stronę. Sama też wyciągnęła rękę. I rzeczywiście, w tej samej
chwili poczuła miękkie futro dłoni geblinga. Przez moment miała nadzieję, że
wyczuła Reck, ale nie, to był tylko jej instynkt zabójczyni, który zawsze podpo-
wiadał Patience, że ktoś wyciąga rękę w jej kierunku. Nie mogła żywić nadziei,
że stanie się częścią społeczeństwa geblingów.
 Reck  szepnęła w odpowiedzi.
 Baliśmy się, że zawieziemy do Spękanej Skały kobietę, która postradała
zmysły.
 Wariatkę powinniście byli zostawić tutaj. Przecież to jest szalone miejsce.
Reck roześmiała się.
 Niezupełnie. Przybyły geblingi, żeby odbudować dom Heffiji i zachować
ludzką wiedzę.
 W jaki sposób je wezwaliście?
 Och, one zawsze poznają swego króla. Nie po twarzach ani imionach, nie.
Nawet kiedy zobaczyły nas tutaj, uznały nas za jakieś przypadkowe geblingi, które
przyszły na wezwanie. Ale drugim umysłem zawsze rozpoznają wołanie swego
króla.
 Czy przybyły ze Spękanej Skały?
 Nie sądzę. Kiedy zaczęliśmy je wzywać, usłyszały nas najbliższe i przeka-
zały wieść dalej. Im dalej szło wołanie, tym stawało się silniejsze. Nie jesteśmy
Nieglizdawcem. Nasze głosy nigdy nie sięgnęłyby tak daleko.
 Dobrze, że wniosłyście życie w ten dom.
 Dzięki niemu stało się to, co wydawało się niemożliwe. Mój ukochany
brat Ruin ukorzył się. Sprawiły to te wszystkie myśli, które Heffiji tu zebrała.
Ruin nie dawał jej chwili spokoju, zadawał pytanie za pytaniem, nie ustępował
tak długo, póki nie uzyskał wszystkich odpowiedzi. W ciągu swego życia niewiele
miał wspólnego z ludzmi, a żadnego Mądrego oczywiście również nie miał żadnej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum