[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 On jest zły... Bella go nie lubi.
 I o tym też wiem  powiedział Cezar powoli. Ze zmarszczonymi brwiami zaczął kopcić fajkę.  Daj
mi spokojnie się zastanowić, synku  powiedział szorstko.  Idz spać. ...
Sebastian wziął świecę. Ruszył ku drzwiom, otworzył je... i wtedy dopiero odwrócił się i raz jeszcze
powtórzył z powagą:
 Norbert kłamie.
 Dobranoc, mój mały... Dobrze zrobiłeś, żeś z tym do mnie przyszedł.
Sebastian westchnął głęboko: teraz mógł zasnąć spokojnie. Cezar wiedział, Cezar zrozumiał, Cezar...
był mistrzem, wszystko potrafi.
Gdy chłopiec wyszedł, Cezar zapalił lampę. Nie było co myśleć o śnie wobec tego niepokoju, jaki
dręczył go z powodu Janka. Janka, który był jednocześnie łagodny i porywczy, uległy i zdolny do
zawziętego uporu...  Zupełnie jak jego matka  pomyślał Cezar.  Angelina przypomina ją zewnętrznie,
ale jej charakter odziedziczył Janek... Myślał o tym strasznym dniu, kiedy po gwałtownej sprzeczce jego
córka poszła, szalona, w wysokie góry. Nigdy nie zapomni tego dnia, do śmierci będzie robił sobie
wyrzuty... Tak, Marta była dobra, ale porywcza, ustępliwa, ale też zdolna do nieprzełamanego uporu. Jak
Janek. Tamtego dnia, a wkrótce będzie to już szesnaście lat, chciał użyć swego autorytetu, przełamać upór
Marty. O co wtedy chodziło? Nie pamiętał już nawet i nie miało to znaczenia... Marta parła zawsze
naprzód, zapominając o wszystkim, co nie było jej racją, choćby nawet ta jej racja nie była słuszna.
Tamtego dnia ojciec Angeliny i Janka powiedział, patrząc mu w oczy:  Ojcze, przecież ojciec wie, że
ona wolałaby raczej umrzeć niż przyznać się do pomyłki! I poszedł szukać jej aż do wąwozu Wielkiej
Defilady. Tam właśnie zaskoczyła ich lawina, oboje razem.
Pod wpływem tych wspomnień Cezar przymknął oczy. Od chwili pojawienia się Norberta Janek miał
takie samo spojrzenie, jak jego matka, gdy wtedy biegła ku górom. Nie poddałby się żadnemu nakazowi,
każdy uważałby za niesprawiedliwy i przeciw każdemu by się zbuntował. Może pózniej... jeśli będzie
można mu dowieść, że Norbert nie zasługuje ani na jego zachwyt, ani na jego przyjazń. Ale działać trzeba
powoli, ostrożnie, mądrze. Trzeba udawać, że się ustąpiło, a jednak czuwać tak, jak Bella obserwuje
drapieżnego ptaka, pozwalając mu kołować coraz niżej i niżej, coraz bliżej i bliżej nad jagniętami, aby
tym pewniej schwytać go w odpowiedniej chwili.
 Nie wyrzucę tego człowieka  pomyślał Cezar.  Jeszcze nie teraz .
Wokół domu była spokojna i ciepła noc, której ciszę mąciły jedynie niezliczone szmery. Bezsenna noc
dla Cezara, rozważającego swą troskę, dobra noc dla Sebastiana, uspokojonego i strzeżonego przez
Bellę, wyciągniętą koło jego łóżka. Bellę, której miłość do dziecka była w nieustannym pogotowiu.
Tej samej nocy Norbert w swej komórce zajęty był dziwną robotą. Drzwi zamknął na klucz, a okno
zasłonił okiennicą. Przekręcił również klucz w zamku drugich drzwi, które prowadziły do obory.
Następnie przesunął łóżko na sam środek, a tam, gdzie ono stało przedtem, zaczął kopać ubitą ziemię
podłogi. Rył ją nożem i cała ta praca odbywała się bezszelestnie. Gdy uznał, że dziura jest już
dostatecznie duża, otworzył walizkę stojącą na łóżku. Wyrzucił z niej pośpiesznie trochę ubrań, pod
którymi ukryta była drewniana skrzyneczka. Nie była duża, ale wyglądała na ciężką. Przeniósł ją do
wydłubanej dziury i z wielkimi ostrożnościami zakopał, pokrywając dość cienką warstwą ziemi, którą
wygładził dłonią, a potem udeptał. Zasunął łóżko na miejsce, przysłaniając nim kryjówkę.
Nalał sobie z konewki wody do miski i umył ręce. Janek doskonale wszystko urządził! W tej komórce
nie brakuje niczego... nawet jasnoniebieskiego, pachnącego mydełka. Norbert zaśmiał się drwiąco:
prawdopodobnie pozostałość po czasach, kiedy jeszcze mieszkała tu Angelina.
Zapalił papierosa i usiadł na łóżku. Pogrzebał jeszcze w walizie i wyciągnął z niej jakiś łańcuch
o dużych ogniwach. Oba jego końce połączone były małą, prostokątną blaszką, zwisającą na kształt
medalionu. Przerzucał łańcuch z dłoni do dłoni: był ciężki i solidny. Norbert uśmiechnął się uśmiechem,
który pojawiał mu się jedynie w kącikach ust i nie odbijał się w oczach...  Piękny podarek dla Belli 
pomyślał. Rozejrzał się wokoło: trzeba było mieć sporą dozę dobrej woli lub... jakąś wielką korzyść
w perspektywie, żeby zgodzić się mieszkać w takiej norze! Choćby tylko przez tydzień.
Teraz z zadziwiającą akuratnością poukładał swe rzeczy, przybory toaletowe. Rozebrał się,
wyciągnął na łóżku i westchnąwszy z zadowoleniem zdmuchnął wreszcie płomyk naftowej lampki.
W ciemności, z rękoma pod głową, uśmiechnął się. Tak, wizyta w Castellane udała się znakomicie.
Przypominał sobie wszystko po kolei i szczegółowo...
Kierowca zatrzymał samochód na rynku, potem poprowadził go wąską uliczką do jakiegoś
niepokaznie wyglądającego hoteliku.
 Przewija się tu dużo osób, mało kto mieszka dłużej  powiedział.  W sam raz odpowiedni dla nas.
Weszli na pierwsze piętro. Pokój numer 18. To właśnie tu oczekiwali go Odon i Mareil. Odon, szef,
nerwowy, wysoki i chudy. W ręku trzymał pęk kluczy, którymi poruszał bez przerwy i które brzęczały
natrętnie. Mareil natomiast, przeciwnie, był raczej tęgi, a z wyglądu  wulgarny. Co do trzeciego, Johna,
to wydawał się w ogóle nijaki: rzadkie, jasne włosy, niebieskie, naiwne oczy, bardzo małe dłonie, średni
wzrost  nic szczególnego.
 No?  zapytał Odon.
 Jeśli chodzi o mnie  odparł Norbert  to sprawa załatwiona.
I Norbert wspomniał z przyjemnością pełne podziwu gwizdnięcie Odona oraz zadowolone kiwnięcie
głową Mareila.
 Słuchamy  powiedział Mareil. Norbert spokojnie pociągnął łyk whisky, którą podał właśnie John,
i dopiero potem zaczął opowiadać: [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum