[ Pobierz całość w formacie PDF ]

skuwce. Josephine poczuła, jak obie przyciśnięte do siebie piersiami, pokrywają się potem.
Poczuła znajomy zapach, który spijała zapalczywie ostatniej nocy. Wpatrzyła się tęsknie w
zielone, wilgotne oczy Jackie. Gdy pocałowały się, rozległ się ciepły pomruk aprobaty.
Sven sięgnął w górę i przymocował luzny koniec łańcucha do haka wbitego w dach.
Josephine zgięła nogi w kolanach, by móc przycisnąć krocze do krocza Jackie. Czuła się
słabo. Wszyscy trzymali w rękach bicze, otaczając je kołem.
Gdy padło pierwsze uderzenie, Josephine pomyślała:
"Doktorem Hazlem jest kierowca..."
93
ROZDZIAA 16
Czarna taksówka czekała na szczycie podjazdu. Kierowca stał obok, oparty o maskę
samochodu, w słonecznych okularach, białej koszulce i szortach. "Wiem, że ty wiesz" -
powiedziała do siebie Josephine. Wspinała się wydeptaną pomiędzy drzewami ścieżką. Szła
bardzo ostrożnie, rozkoszując się wolnym czasem.
Nie miała tatuażu. Należała do wszystkich.
Obudziła ją pokojówka, odsłaniając zasłony.
- Kolejny śliczny dzień, madame.
Postawiła na stoliku tacę z rogalikami i herbatą. A także złożony kawałek papieru.
Josephine czuła się zmęczona, obolała, ale zarazem ogromnie ożywiona. Nie pamiętała jak
znalazła się w łóżku. Pamiętała tylko gorąco, ból, skórzane pasy i łańcuchy, dzikie języki,
gorące i natarczywe członki. Pamiętała łzy i smak pochwy.
Pokojówka stała przy jej łóżku i mówiła do niej:
- Lekkie śniadanko, madame...
Wydawało jej się, że nigdy nie spała tak głęboko i tak dobrze.
- Słucham? - spytała mrugając i przecierając oczy.
- Przed pani grą. Pokojówka podała jej kartkę.
"Zliczna pani Morrow! Czy wyświadczy mi pani zaszczyt i zagra ze mną dzisiaj w tenisa?"
Podpisane było po prostu "Roy". Sygnał ostrzegawczy nieśmiało odezwał się w jej głowie.
Już po chwili była całkiem rozbudzona.
-Kto to jest Roy?
-Dżentelmen z pokoju numer l - powiedziała pokojówka.
- Ten z rudymi włosami? - spytała Josephine.
Pokojówka uśmiechnęła się szeroko, zachowując się, jakby była pośredniczką między
kochankami w umawianiu ich na randkę.
- Właśnie ten pan! - powiedziała z zachwytem.
"Wobec tego, to właśnie jest Roy Hazel, a nie żaden kierowca taksówki. Na pewno tak jest. A
to spotkanie to z pewnością kolejny test dla mnie i jeśli pomyślnie przez niego przejdę, to
dostanę tatuaż - pomyślała Josephine. - Mam tylko nadzieję, że nie będę musiała wygrać z
nim w tenisa."
- Strój dla pani znajduje się w szafie - powiedziała pokojówka.
Tenisowa koszulka nie miała kieszeni, a więc Josephine wsunęła kartkę za gumkę od majtek,
które były tak samo białe jak koszulka, spódniczka, skarpetki i buty.
Dzień zapowiadał się gorący, słońce przebijało się przez liście. Poczuła, że róg złożonego
papieru ociera się o jej delikatny tyłek, przesuwając się przy każdym ruchu. Był już wilgotny
od potu.
- Wyglądasz cudownie - stwierdził taksówkarz, otwierając drzwi samochodu.
- A ty masz na imię Roy - powiedziała Josephine. - Chyba zapomniano nas sobie przedstawić.
Przypomniała sobie, że był bardzo energiczny, jeśli chodzi o bat, nie zdarzało mu się chybić,
gdy ona i Jackie zwisały bezradnie na łańcuchu. Pózniej ściskała kurczowo jego pośladki, a
on jej włosy, i w taki sposób popychali się i tarzali po zakurzonej podłodze.
Uśmiechnął się zmysłowo. Uścisnęli sobie dłonie.
Wyciągnął z kieszeni długi, biały szalik i potrząsnął nim w powietrzu.
- Pamiętasz? - zapytał.
Uśmiechnęła się. Obróciła się i pozwoliła mu zawiązać sobie oczy.
Zagłębił pieszczotliwie nos w jej ucho.
- Czy widzisz coś teraz?
- Tylko przyszłość - odrzekła Josephine.
Zachichotał.
94
Jechali wyboistą dróżką, po czym wydostali się na szosę.
Josephine leżała na plecach, czując na twarzy zimny, biały jedwab. Słyszała warkot
mijających ich samochodów. Niełatwo było dopuścić do siebie myśl, że na świecie istnieją
również inni ludzie. A już całkiem trudno było uwierzyć, że w pobliżu inni ludzie wstają,
przygotowują lunch, wychodzą z psami na spacer, czytają niedzielne gazety.
Tym razem ani ona, ani on nie opowiadali sobie żadnych historii.
Zjeżdżali wyboistą ścieżką w dół.
- Dobrze grasz w tenisa? - zagadnął kierowca.
- Fatalnie - odpowiedziała. W jej żołądku dało znać o sobie uczucie lęku. Wygra? Czy
przegra? O co mu w ogóle chodziło? Zatrzymali się. Usłyszała zgrzyt zaciąganego hamulca
ręcznego.
- Możesz to teraz zdjąć - powiedział.
- Przepaskę? - spytała zaskoczona.
- Trudno grać, mając coś takiego na oczach - powiedział łagodnie.  Zciągnęła szal z głowy.
Samochód stał zaparkowany na trawie, na skraju wąskiej ścieżki, za wysokim żywopłotem.
Nad ogrodzeniem wznosiły się druty, trzy czy cztery metry nad ziemią.
Josephine otworzyła drzwi i wysunęła nogę. Zza żywopłotu dobiegał regularny dzwięk
odbijanych piłek tenisowych, szuranie stóp po asfalcie, a także okrzyki radości lub śmiechy
protestu.
Wysiadła z samochodu.
Zcieżką przechodziła starsza para. Mężczyzna w białych, flanelowych spodniach, blezerku,
krawacie i bezkształtnym, starym kapeluszu rybackim i kobieta w bladoniebieskiej sukience i
białym kardiganie narzuconym na ramiona. Uśmiechnęli się. Mężczyzna uchylił kapelusza.
- Dzień dobry. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum