[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wspierali, sprzymierzeni przeciw weekendowej nieobliczalności ojca.
Ojciec miał takie oczy jak wtedy, gdy się napił. Kiedy stawał się kimś obcym.
AyknÄ…Å‚ ze szklanki.
 Mama zobaczyła ślad szminki na koszuli. Dlatego się dąsa.
Wydało się. Choć nie wiedział, jak mama zareaguje, poczuł ulgę. Nareszcie ojciec się
przyzna, a on nie będzie musiał jej dłużej ochraniać. Skończą się wykrętne odpowiedzi i
kłamstwa, nareszcie znowu będzie jej i tylko jej, zawsze po jej stronie, jak zawsze.
Ojciec z hukiem postawił szklankę na blacie i przemówił do matczynych pleców.
 A co ja miałem zrobić? Co?! Wiecznie ci mało! Aazisz po domu, wyglądasz jak ścierka
do naczyń i narzekasz, że nigdy nigdzie nie wyjeżdżamy i że na nic nas nie stać. Jak się nie
podoba, idz do pracy!
Jonas znowu popatrzył na matkę i tym razem odważył się do niej podejść. Położył dłoń na
jej ramieniu. Chwyciła ją.
Potem popatrzył na ojca. Ty sukinsynu! Nie jesteś nam potrzebny. Nigdy nie byłeś.
Zauważył zmianę w jego oczach, wydawał się całkowicie obcy. W sekundę pózniej
szklanka roztrzaskała się na kaflach nad kuchenką.
 Obłudne ścierwo! Pocieszasz ją, jakbyś o niczym nie wiedział.
Po chwili mama puściła jego rękę.
 Nie masz pojęcia, co on wyprawiał, bylebyś się nie dowiedziała. Aże jak z nut, nie
wiem, po kim to ma. Pewnie po tobie, bo twoja rodzinka zawsze była zakłamana.
Ojciec kontynuował nieubłaganie.
 No, dalej, teraz możesz jej powiedzieć, jak na mnie lecą. I że każda prócz niej dałaby
wszystko, żebym ją zerżnął. Tę od szminki poznałeś. Sam mogłeś się przekonać.
To byÅ‚o dwa tygodnie wczeÅ›niej. Pojechali do Söderhamnu. MiaÅ‚ zarobić parÄ™ groszy za
pomoc w sprzątaniu na budowie, gdzie ojciec instalował rury. Cieszył się, że spędzą razem dwa
dni. Może będzie miał okazję z nim porozmawiać, powiedzieć, co czuje, i że nie chce już dłużej
kłamać. Przez cały dzień czekał na odpowiedni moment, myślał, że uda się to załatwić
wieczorem przy kolacji. Ale kiedy weszli do hotelowej restauracji, ona już tam była, i zanim
przyniesiono im posiłek, ojciec zaprosił ją do ich stolika. Pili piwo za piwem. Jonas milczał.
Wstydził się za coraz głupsze zachowanie ojca. Mniej więcej godzinę pózniej ojciec dał mu
kilkaset koron i wyprawił do miasta. Wrócił dopiero o trzeciej w nocy, chciał się przespać, był
wykończony po pracy, następnego dnia mieli wstać o wpół do siódmej. Zastał ich w łóżku.
Ubrania porozrzucane na podłodze, spod kołdry wystawała jej tłusta noga. Nawet nie zauważyli,
że przyszedł. Resztę nocy spędził na kanapie w recepcji. I wtedy coś w nim pękło. Miał dosyć.
Rano nie potrafił już zapanować nad długo tłumioną złością. Po raz pierwszy wygarnął ojcu, co o
nim myśli. Skacowany tatuś siedział w slipach  z obwisłym brzuchem  na krawędzi
skotłowanego łóżka i próbował przepraszać. Ale on był nieugięty. O wszystkim powie mamie.
Koniec z kłamstwami. Ojciec zorientował się, że to nie przelewki, ukrył twarz w dłoniach i,
pochlipując, obiecał mu, że to się już nigdy nie powtórzy.
I Jonas musiał trwać w zdradzie.
Matka odwróciła głowę i spojrzała na niego. Milczała, ale pytanie, które widział w jej
oczach, było oczywiste. Spuścił wzrok, przykucnął, niemal muskając głową jej nogę, i prosił
Boga, żeby go dotknęła. %7łeby tym jednym jedynym gestem dała mu do zrozumienia, że wybacza,
wie, że nie chciał nikogo skrzywdzić, że wszystko robił dla niej.
 Przepraszam.
Upłynęło kilka sekund, a może minut.
Odsunęła krzesło, wstała i, nie patrząc na żadnego z nich, wyszła z kuchni.
Już wtedy miał przeczucie graniczące z pewnością, że nigdy nie wróci.
Zatrzymał się przed głównym wejściem do szpitala Karolińska, mimo że obowiązywał tu
zakaz parkowania. Jeśli wlepią mu mandat, to nie jego sprawa, niech mają pretensje do siebie.
Winda wlekła się niemiłosiernie. Na każdym piętrze ktoś wsiadał albo wysiadał.
Zestresowany, czuł w ustach smak ołowiu.
Na korytarzu ani żywego ducha. Skierował się do pokoju Anny i nacisnął klamkę.
 Jonas!
Odwrócił się. Szybkim krokiem szła w jego stronę pielęgniarka, którą widział raz, a może
dwa razy.
 Za chwilę będzie doktor Sahlstedt. Myślę, że zanim wejdziesz, powinieneś na niego
poczekać.
Tere-fere. Nikt mu w niczym nie przeszkodzi.
Otworzył drzwi.
Nie widział łóżka, ale zobaczył aż nadto.
Nagła ociężałość powstrzymała go przed przestąpieniem progu. Bierność. Wyzucie z
myśli. I uczuć. Nic nie trzeba robić.
Moment zawieszenia.
I gorące pragnienie, żeby paląca się w pokoju świeca i rzucane przez nią cienie, które
rozkołysał na ścianie powiew z korytarza, okazały się fatamorganą. %7łeby tego nie widział.
Ręka na jego ramieniu pozbawiła go możliwości ucieczki i sprowadziła na ziemię.
Odwrócił głowę. Miał przed sobą zasmuconą twarz doktora Sahlstedta. Nienawistna ręka
popchnęła go naprzód.
Starannie wysprzątany pokój. Zostało w nim tylko łóżko, a na nim Anna owinięta białym
prześcieradłem. Sondy i rurki zniknęły, aparaturę przeniesiono do innych pacjentów, tych, którzy
nadal jej potrzebowali.
Doktor Sahlstedt podszedł do łóżka.
 O czwartej miała kolejny zator.
O czwartej.
O czwartej spał w ramionach Lindy.
 Nic nie mogliśmy zrobić.
Leżał nagi, pożądanie, które tłumił z myślą o Annie, ofiarował innej kobiecie.
Usiadł na krawędzi łóżka. Nie był w stanie jej dotknąć. Jego ręce  niepodważalny
dowód.
 Może chciałbyś zostać sam? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum