[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Co najwyżej dziesięć - odparł kwaśno Warwick. - A potem co? Będziesz mnie
pielęgnować, aż wreszcie nadejdzie dzień, w którym nie będę w stanie rozpoznać, kim
jesteś? Znam cię dobrze, Amber. Nigdy nie oddałabyś mnie do domu opieki. Do końca
moich dni byłbym dla ciebie kulą u nogi. Przykro mi, ale zbyt mocno cię kocham, żeby
wpakować cię w coś takiego. Zasługujesz na lepsze życie. Powinnaś mieć męża, który
będzie o ciebie dbał, pomagał ci wychować dzieci, a potem wnuki. Kogoś, kto będzie cię
kochał i teraz, i na starość, a nie zapomni, że byłaś najukochańszą istotą w jego życiu.
- Błagam cię. Nie zostawiaj mnie... - ledwie wyszeptała.
- Niestety, muszę...
- Nie musisz. A przynajmniej jeszcze nie teraz! Zapomnij o ślubie i dzieciach.
Możemy resztę życia spędzić razem, podróżując, kochając się i... i...
- Nie, Amber. Zrozum, że muszę odjeść teraz. Pozbierasz się i zaczniesz żyć na
nowo.
R
L
T
- Nie, nie, nie! - Płacząc, pokręciła mocno kręciła głową. - Ty nic nie rozumiesz.
Nie pozbieram się. Nie chcę żyć bez ciebie. Nigdy nie pokocham kogoś innego tak jak
ciebie. Nigdy nie wyjdę za mąż i umrę w tym wielkim domu jako stara panna.
Warwick patrzył na nią i czuł, że jeszcze chwila, a wezmie ją w ramiona i przysię-
gnie zrobić wszystko, czego ona pragnie. Jednak rozum kazał mu pozostać w miejscu.
Warwick wiedział, że jeśli to zrobi, znienawidzi siebie i będzie żałował swej słabości do
końca życia.
- To będzie twój wybór. Jednak nie musisz umierać w samotności. Jestem pewien,
że znalazłoby się wielu mężczyzn, którzy z radością daliby ci to, czego pragniesz.
Amber zatkała uszy dłońmi.
- Nie słucham tego. Nie odejdziesz. Zostaniesz i razem coś wymyślimy - mówiła,
jakby próbowała samą siebie do tego przekonać.
Warwick delikatnie oderwał jej dłonie od uszu.
- Przykro mi, Amber - powiedział spokojnie, chociaż jego serce rozpadało się z
rozpaczy na kawałki. - Muszę odejść. Nie możesz zrobić nic, by mnie od tego odwieść.
Zaraz pójdę do kuchni, włożę zakupy do lodówki, spakuję się i wyjadę. Jesteś na tyle
zdrowa, że dasz sobie radę sama. Możesz ewentualnie poprosić Maksa i Tarę o pomoc
lub zadzwonić do matki.
- Nie! Nie odchodz! Błagam, nie zostawiaj mnie!
- Amber... - Warwick delikatnie ujął ją pod brodę i zmusił, żeby spojrzała mu w
oczy. - To ja błagam. Nie komplikuj tego. Bez twojej histerii jest mi wystarczająco cięż-
ko.
Amber dostrzegła w jego spojrzeniu niesamowitą determinację. Zrozumiała, że go
nie przekona. Nie może zrobić nic, by został. Zobaczyła także, jak bardzo Warwick ją
kochał. Był gotów dla jej dobra wyrzec się własnego szczęścia. Gdy zdała sobie z tego
sprawę, zrozumiała, że jedyne, co mogła i powinna w takiej chwili zrobić, to przyjąć jego
decyzję ze spokojem i godnością.
- Zanim odejdziesz, obiecaj mi, że zrobisz ten test - odpowiedziała i otarła łzy.
- Nie sądzę, żeby...
- Chyba nie proszę o zbyt wiele - przerwała mu szybko.
R
L
T
- Jak chcesz - odparł niechętnie.
- Daj mi słowo honoru, że zrobisz ten test - nie dawała za wygraną.
- Słowo honoru. A teraz naprawdę muszę iść.
R
L
T
ROZDZIAA DZIESITY
- Odezwał się do ciebie chociaż raz? - zapytała Tara.
- Nie - odparła Amber i sięgnęła po swoją filiżankę.
Obie siedziały na tarasie, pijąc kawę. Były same. Max poszedł z dziećmi na spacer
wzdłuż plaży. Silne wichury, które szalały cały tydzień, uspokoiły się i na czystym nie-
bieskim niebie mocno świeciło słońce.
Od wyjazdu Warwicka minęły dwa tygodnie, podczas których Amber przemyślała
wiele rzeczy. Nie żałowała, że zwierzyła się ze wszystkiego Richmondom, którzy uchro-
nili ją od depresji. Byli jedynymi ludzmi, z którymi podzieliła się swoim nieszczęściem.
Nie powiedziała matce o rozstaniu z Warwickiem i za każdym razem, kiedy Doreen do
niej dzwoniła, Amber udawała, że wszystko jest jak dawniej. To było prostsze niż wyja-
śnianie, dlaczego Warwick ją zostawił.
- Jeśli zrobił test, jak obiecał, powinien już mieć wyniki - zauważyła Tara.
- Jeśli zrobił...
- Wiem, że trudno ci się z tym pogodzić, Amber, ale może spójrz na to z innej per-
spektywy. Być może dobrze zrobił, że odszedł.
- Nie! Nie zrobił dobrze! - odparła Amber niemal napastliwie, co zdradziło, że
nadal nie może się z tym pogodzić. - Gdyby tylko dał nam szansę, przekonałby się, że
mogliśmy być przeszczęśliwi.
- Ale on już był z tobą szczęśliwy. Pokochałaś go, a co ważniejsze pokazałaś mu,
że i on umie kochać.
- Być może. Jednak nie to martwi mnie najbardziej. Boję się, co Warwick zrobi,
gdy stan jego zdrowia zacznie się pogarszać, a on nie będzie miał obok siebie nikogo, kto
go kocha i zadba o niego.
- Chyba nie sądzisz, że ma zamiar popełnić samobójstwo?
- Jestem tego pewna.
- Mój Boże...
Amber gwałtownie zerwała się z krzesła.
R
L
T
- Muszę do niego iść. Muszę go przekonać, że jeśli się kogoś kocha, nie zapomina
się o nim, ot tak, w sekundę. Muszę... - Nagle zachłysnęła się powietrzem. - Dobry Boże!
Warwick!
Tara obejrzała się za siebie. Na plaży w niezbyt dużym oddaleniu widniały cztery
sylwetki. Max niósł Steviego, obok niego szedł Warwick, a mała Jasmine biegła przo-
dem. Gdy wbiegła na taras, była cała zdyszana, ale jej twarz promieniała szczęściem.
- Mamo! Wujek Wawie wrócił!
Mimo że serce niemal wyskoczyło jej z piersi, Amber postanowiła nie obiecywać
sobie zbyt wiele po jego wizycie. Być może po prostu przyjechał pożegnać się, zanim [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum