[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- A jakie nocne życie tobie by odpowiadało? Jesteś przecież młodą
dziewczyną. Nocny klub?
- O Boże! Nie. Nie pamiętam, kiedy ostatnio odwiedzałam taki lokal.
- Dlaczego  nie"?
- No bo... nie lubię takich rozrywek.
- A jakie lubisz?
- Na przykład kino. Pij kawę, bo wystygnie. -Sama szybko wypiła,
podczas gdy on, ku jej rozpaczy, sączył kawę drobnymi łyczkami.
- Nie stój mi tak nad głową, rozpraszasz mnie! - powiedział.
W czym go rozpraszam? - zastanowiła się. Czy to znaczy, że myślał
o niej, a ona mu w tym przeszkadzała? Realizm wziął w niej jednak górę.
Przecież Shaun zawsze powtarzał, że gdyby nie jej włosy, nikt by nawet
nie spojrzał w jej stronę. Max zerwał się nagle i ruszył ku drzwiom.
- Dziękuję ci za pomoc, Vicky - rzucił na odchodnym - choć nie
rwałaś się do niej.
- Przepraszam. To tylko pozory. Po prostu mnie zaskoczyłeś,
wyrwałeś z trybów codzienności, a to zawsze wprawia mnie w zły nastrój.
- Będę o tym pamiętał na przyszłość - rzekł opryskliwie i gwałtownie
otworzył drzwi wyjściowe. Zrobił się przeciąg, z hukiem trzasnęły nie
zamknięte drzwi w kuchni. Cały dom jakby zatrząsł się w posadach. Nie
minęła sekunda, a Vicky usłyszała krzyk Chloe dobiegający z góry.
Zamarła z wrażenia. Przychodziły jej do głowy rozmaite tragiczne
następstwa tego dziecięcego krzyku.
83
RS
Max cofnął się.
- Co to? - zapytał. Vicky błagalnym gestem przyłożyła mu do piersi
obie dłonie, byle tylko nie postąpił paru kroków do przodu. - Co tu się
dzieje? - Zmrużył oczy, wpatrując się w schody, skąd dobiegał krzyk.
I wtedy właśnie Chloe zawołała:
- Mamo, gdzie jesteś?
Vicky pobiegła na górę, a serce waliło jej jak młotem. Szybko
dobiegła do sypialni córki, zatrzaskując za sobą drzwi. Max albo wejdzie
tu za nią, albo będzie czekał na dole, domagając się wyjaśnień, myślała.
- Ciiicho - szepnęła do Chloe, która siedziała na łóżku ziewając i
przecierając oczy. - Nic się nie stało, córeczko. To tylko przeciąg.
- Ojej, myślałam, że to piorun.
- Spij. Jutro idziesz do przedszkola. - Vicky siłą woli przywołała
uśmiech na twarz. - A wiesz, jak twoja pani nie lubi śpiochów.
- Chce mi się pić. Mogę zejść na dół? - zapytała Chloe.
- Nie, kochanie.
- Dlaczego?
- Nie mam w lodówce soków, jutro rano coś kupię. Ale przyniosę ci
mleka. Co ty na to?
Ta propozycja uspokoiła dziewczynkę, która wsunęła się pod kołdrę i
po chwili dał się słyszeć jej spokojny oddech.
Vicky zamknęła za sobą cicho drzwi i zeszła na dół, mając nadzieję,
że Max poskromił ciekawość i szanując jej wolę, opuścił dom. Nadzieja
okazała się płonna. Max stał w holu z ponurą twarzą.
- Czy możesz mi powiedzieć, co to wszystko znaczy? Byłbym
wdzięczny.
84
RS
- Nie teraz - odparła. Nie chciała okazać mu, że jest przerażona, bo
dając mu taki atut do ręki, pogorszyłaby tylko swoją sytuację. Uznała
jednak po chwili namysłu, że nie pozostaje jej nic innego jak uchylenie mu
rąbka prawdy. - Nie w tej chwili, proszę cię.
- Dlatego, że już jest pózno i pora iść spać? -zapytał z ironią, a w
jego oczach Vicky dostrzegła niedowierzanie. - Bo, rzecz jasna, kobieta,
która ma dziecko, chodzi spać wcześnie. Ile on ma lat? Pięć, sześć,
siedem?
- To ona, nie on - rzekła z rezygnacją. - Jutro wszystko ci wyjaśnię.
A teraz już idz.
- Nie - oznajmił lodowatym tonem. - Skłamałaś podczas rozmowy
wstępnej, a ja jako twój przełożony muszę wiedzieć, czy nie dopuściłaś się
innych kłamstw.
- Nie, przemilczałam tylko to - odparła zmieszana.
- Pozwolisz, że ja to ocenię.
Vicky stanęła naprzeciwko niego twarzą w twarz, przygryzła wargi,
zacisnęła dłonie.
- Dobrze - rzekła. - Wyjaśnię ci to w salonie. A jak skończę, opuścisz
ten dom. Jasne?
Zignorował jej władczy ton, ale wszedł za nią do pokoju. Rozsiadł
się w fotelu, który wydawał się dla niego za mały. Vicky zamknęła za nim
drzwi i zajęła miejsce naprzeciwko. Marzyła tylko o jednym - jak
najszybciej się go pozbyć. Wszystkie lęki, jakie towarzyszyły jej od paru
tygodni, opadły ją teraz ze zdwojoną siłą. Ten człowiek może zrujnować
jej życie, odebrać jej Chloe, gdy dowie się, czyją ona jest córką. Wyrzucić
ją z pracy i zamknąć przed nią drzwi innych przedsiębiorstw. To człowiek
85
RS
wpływowy, silny i na wiele go stać. Usiłowała myśleć racjonalnie.
Przecież na razie on nie wie, że Chloe jest jego bratanicą.
- Tak, mam dziecko. Pięcioletnią córkę. Powinnam była ci o tym
powiedzieć, ale bałam się.
- Czego? Możesz mi to wyjaśnić?
Wyraz jego twarzy sprawił, że czuła się jak ladacznica w
melodramacie wiktoriańskim.
- Ciężki jest los kobiety samotnie wychowującej dziecko - oznajmiła
w końcu.
- A gdzie jest jej ojciec?
- Nie żyje. Zginął w wypadku samochodowym.
- Australijczyk?
- Mieszkał tam. Nie powiedziałam ci o córce, bo szefowie wolą nie
zatrudniać matek małych dzieci. Wiążą się z tym, jak wiadomo, liczne
komplikacje. Powiedziałabym ci, lecz obawiałam się takiej właśnie twojej
reakcji - westchnęła ciężko. - Postąpiłam zle, masz rację. Przede
wszystkim nie powinnam pracować u ciebie.
- Trudno mi wprost uwierzyć, że chwytałaś się takich wybiegów, by
zataić przede mną fakt, iż masz dziecko. Kompletny bezsens! - Zmarszczył
czoło i utkwił w niej wzrok. - Rozumiem teraz, dlaczego wychodzisz z
biura punktualnie i czemu niechętnie pracujesz po godzinach. Nie
rozumiem natomiast, z jakiej przyczyny kłamałaś. Moje pracownice to
w większości mężatki posiadające dzieci. Przecież nie powiesz mi, że ze
względów obyczajowych! To nie te czasy, na Boga! - Roześmiał się, i ten
jego śmiech zabrzmiał niemile dla jej ucha. - Mów dalej, słucham. Co się
za tym kryje? Jaką mroczną tajemnicą chcesz mnie uraczyć?
86
RS
- Nic się nie kryje. %7ładna mroczna tajemnica - odparła Vicky
wstając. - Jeśli dojdziesz do wniosku, że dalsza nasz współpraca jest
niemożliwa, zrozumiem to w pełni. - Strzepnęła niewidzialny pyłek z
dżinsów. Stała za krzesłem, obiema dłońmi chwyciwszy oparcie. Na jakiej
podstawie Max sądzi, że ona, Vicky, coś ukrywa? Czyta w jej myślach, z
jej twarzy? Czuła, że jej system nerwowy nie wytrzyma dłużej tego
napięcia.
- Jest jeszcze jedna rzecz - odezwał się po chwili milczenia, nie
zamierzając najwyrazniej opuścić jej domu.
- Jaka znowu rzecz? Co takiego? - Nie potrafiła ukryć wzburzenia,
choć wiedziała, że to tylko wzmaga jego dociekliwość.
- Dlaczego ciągle powtarzasz, że możesz w każdej chwili odejść z
przedsiębiorstwa? Zastanawiam się, jaki masz w tym cel.
Vicky natomiast zastanawiała się, dlaczego on nawet nie szykuje się
do odejścia. I w przewidywaniu najgorszego aż dreszcz ją przeszył.
- Czyżbyś zaliczała się do kobiet, które potrzebują nieustannie
wyrażanej akceptacji?
- Nieustannie wyrażanej akceptacji? Daruj sobie takie podejrzenia.
- To dlaczego wciąż grozisz, że odejdziesz? Nie masz podstaw, by
czuć się niepewna. Wyznałaś mi swoją małą tajemnicę... - urwał, dając jej
tym do zrozumienia, że świadom jest luk w jej opowieści
- ... która z pewnością nie zaważy na twojej pracy.
- Wstał, i mało brakowało, a z ust Vicky wyrwałoby się westchnienie
ulgi. - A więc do zobaczenia jutro rano. - Ruszył ku drzwiom i z ręką na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum