[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Dopiero grubo po północy Ian zdołał pochwycić żonę za
rękę i wyciągnąć z komnaty. Gdy biegli schodami do izdebki
Juliany w południowej wieży, goniły ich rubaszne rady
i sproÅ›ne żarty, jakich nie szczÄ™dzili nowożeÅ„com biesiad­
nicy.
Ian zamknął drzwi na zasuwkę, by żaden dowcipniś nie
zakłócił ich spokoju, a potem, nie zwlekając dłużej, porwał
żonę w ramiona i pocałował w usta.
OdpowiedziaÅ‚a na jego pocaÅ‚unki z nie mniejszÄ… żarliwo­
ścią. Przez cały wieczór marzyła o chwili, gdy znów poczuje
na swych ustach wargi Iana.
Teraz wreszcie jej ukochany należaÅ‚ do niej, a ona do nie­
go. To, że związała się z nim na całe życie, bynajmniej jej
nie martwiło, bo ufała mu bez reszty. Jakże głupio robiła,
sądząc wszystkich mężczyzn wedle tych niewielu, jakich
RS
miała okazję poznać. Ian nie narzucał jej swojej woli ani nie
uważał jej pomysłów za niewarte uwagi.
Będę z nim szczęśliwa, pomyślała, całując go żarliwie
I on nie pożałuje, że mnie poślubił, obiecała sobie.
KtoÅ› troskliwy napaliÅ‚ w kominku, wiÄ™c w izbie byÅ‚o cu­
downie ciepło. Ian pociągnął Julianę przed ogień i szybko
ściągnął z niej jej prosty przyodziewek.
- ZaprawdÄ™ wierzÄ™, że moje marzenia stajÄ… siÄ™ rzeczywi­
stością - szepnął, wpatrując się w nią łakomym spojrzeniem
Potem przesunÄ…Å‚ rÄ™kÄ… po jej ciele, zatrzymujÄ…c dÅ‚oÅ„ na za­
okrÄ…glonym Å‚onie, w którym rozwijaÅ‚o siÄ™ ich dziecko. - Za­
wsze będziesz moim największym skarbem, Miano.
Uśmiechnęła się do niego i zarzuciła mu ramiona na szyję.
Przytuliła głowę do jego piersi. Usłyszała gwałtowne bicie
serca i domyśliła się, czego potrzeba jej mężowi.
Nie ociągając się, zaczęła rozsznurowywać jego koszulę.
Westchnienie Iana utwierdziło Julianę w przekonaniu, że
trafnie odgadła. Leżał bez ruchu, pozwalając jej robić, co
chciała, i tylko od czasu do czasu wydawał cichy pomruk
niecierpliwości.
- I pomyÅ›leć, że uwierzyÅ‚em w to, że tylko udajesz roz­
pustnicÄ™ - jÄ™knÄ…Å‚, gdy przesunęła grzbietem dÅ‚oni po jego na­
gim brzuchu.
Zaśmiała się miękko i ujęła go oburącz za rękę.
- Bądz dobrym chłopcem i chodz do łóżka.
Porwał ją w ramiona i pocałował namiętnie w usta.
- Sama siÄ™ zaraz przekonasz, ile we mnie dobroci.
DotkniÄ™cie jego nagiego ciaÅ‚a - twardych mięśni, unoszÄ…­
cych ją w powietrzu ramion i ciepło silnej piersi - wywołało
w jej ciele dreszcz podniecenia.
Kiedy poÅ‚ożyÅ‚ jÄ… na łóżku, przyciÄ…gnęła go do siebie, na­
gląc do pośpiechu.
RS
- Chodz do mnie, Ianie - szepnęła. - Teraz.
Leniwie wyciÄ…gnÄ…Å‚ siÄ™ obok niej.
- Nigdzie siÄ™ nam nie spieszy, kochanie. Wreszcie mamy
czas, by poznać nawzajem swoje ciała i nacieszyć się nimi -
mruknął jej do ucha łagodnym, zmysłowym głosem.
Usta Iana rozpoczęły powolną wędrówkę po ciele żony.
Jego pocałunki rozpalały w niej namiętność. Całował ją
wszÄ™dzie, nawet w miejscach, gdzie najmniej siÄ™ tego spo­
dziewała.
- Och, Ianie! Czy tak się to robi? - zaprotestowała słabo,
gdy usta męża dotarły do jej najczulszego miejsca.
- Jest mnóstwo rzeczy, które robiÄ… kochankowie, naj­
droższa.
Resztkami przytomnoÅ›ci dziÄ™kujÄ…c opatrznoÅ›ci za szczÄ™­
ście, poczuła nagle, że ciałem Iana wstrząsa śmiech. W jakiś
czas potem, gdy jej ciało opanowały spazmy rozkoszy, Ian
wszedł w nią powoli, by odebrać własną nagrodę.
Juliana baÅ‚a siÄ™ oddychać, by nie spÅ‚oszyć cudownego na­
stroju tej chwili. Nasycone miÅ‚oÅ›ciÄ… ciaÅ‚a wciąż jeszcze przy­
wierały do siebie, ich ręce i nogi splatały się ze sobą. Czuła,
że są tak blisko nieba, jak tylko jest to możliwe.
Musnął ucho żony lekkim pocałunkiem.
- DziÄ™kujÄ™, kochanie. JesteÅ› taka cudowna... - Jego sÅ‚o­
wa były ledwo słyszalne.
- Ty dziękujesz mnie? - spytała z niedowierzaniem.
- Tak - powiedziaÅ‚ z uczuciem. - UczÄ™ siÄ™ dzisiaj przyj­
mować z wdzięcznością dary, jakie dostaję od ludzi, którzy
mnie kochajÄ….
Nie zrozumiała go.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
Oparł się na łokciu.
- Dotąd nie chciałem nikomu niczego zawdzięczać. Nie
RS
lubiłem, gdy ktoś mnie czymkolwiek obdarowywał. To, cc
przydarzyło się dzisiaj, dary, jakie otrzymaliśmy od Alana
i Honor, uświadomiły mi, że kiedy ktoś daje, należy przyjąć
jego prezent w takim samym duchu, w jakim zostaÅ‚ ofiaro­
wany. Dobra wola - za dobrą wolę, szczerość - za szczerość.
- Uśmiechnął się. - Dotąd tego nie rozumiałem.
Juliana zrobiła smutną minę.
- Przykro mi, że ciÄ™ rozczarujÄ™, Ianie, ale choć moja mi­
Å‚ość jest darem dla ciebie, to jednak mam pewne oczekiwa­
nia.
- Aha, to znaczy, że oczekujesz czegoś w zamian, czy
tak? - spytał, przytulając ją.
- To pora dawania - przypomniała mu, wtulając się
w niego. - Z wolnej woli, ze szczerego serca.
- I pora miłości - dokończył z wymownym uśmiechem.
- Szczęśliwego Bożego Narodzenia, moja słodka Jules. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum